Źródło: Vreme (numer 1286)
Autorka: Sonja Ćirlić
Data publikacji oryginału: 27/08/2015
Przekład: oh/2018
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu
Powiązane teksty na stronie: Na obczyźnie samotność to stan naturalny (wywiad z Borislavem Pekiciem, 1987)
Ljiljana Pekić to wdowa po pisarzu Borislavie Pekiciu, którego spuścizną się zajmuje, prowadząc z najbliższą rodziną fundację jego imienia. Z wykształcenia architektka.
Borislav Pekić (ur. 1930, zm. 1992) był pisarzem, wcześniej również scenarzystą filmowym. To jeden z najważniejszych twórców i myślicieli byłej Jugosławii. Urodzony w Podgoricy, w wieku 15 lat zamieszkał z rodziną w Belgradzie; wiele lat spędził na emigracji w Londynie, gdzie zmarł. Działacz polityczny.
Pani Ljiljana Pekić niemal cztery dekady dzieliła życie z Borislavem Pekiciem. Rok po jego śmierci utworzyła Fundację „Borislav Pekić” z pomocą której troszczy się o literacką i nieliteracką spuściznę po swoim mężu.
Kiedy przed dokładnie pięćdziesięcioma laty powieść Czas cudów [tłum. Danuta Ćirlić-Straszyńska] wprowadziła Borislava Pekicia w obszar naszej literatury, pani Ljiljana i Borislav znali się już ponad dziesięć lat.
SONJA ĆIRLIĆ: W czasie, kiedy powstawał Czas cudów Borislav Pekić pisał scenariusze dla studia filmowego Lovćen film. Jak udawało mu się godzić oba zajęcia?
LJILJANA PEKIĆ: Praca przy filmach stanowiła dla nas ogromne wsparcie finansowe, ponieważ w tym czasie żyliśmy dzięki jego honorariom i mojej wypłacie, ale jednocześnie była to ogromna strata czasu. Tym bardziej, że cokolwiek Borislav zawarł w scenariuszu, to później modyfikowane było w trakcie produkcji. Dlatego mawiał: „Siadając do maszyny do pisania, mam pewność, że tworzę już wyłącznie własne dzieło”. Zrozumiał, że jeśli chce się poważnie zajmować literaturą, to musi porzucić film, co też zrobił po wydaniu Czasu cudów. W momencie, kiedy książka miała iść do druku, Pekić ciężko zachorował. Już od jakiegoś czasu nie czuł się najlepiej, więc poszliśmy na badania do poradni gruźliczej. Na widok zdjęć rentgenowskich lekarka przestraszyła się: „Taką gruźlicę mają dziś już tylko Cyganie. W życiu nie widziałam nikogo z tak zaniedbaną chorobą”. Jej mężem był malarz, dlatego rozumiała, że artystom brakuje dyscypliny, w związku z czym wysłała go na leczenie do szpitala wojskowego, gdzie panował większy rygor. Pekić spędził tam siedem miesięcy, więc z redaktorem Czasu cudów pracował Danilo Kiš. Warto wspomnieć, że opowieść otwierająca tę książkę pojawiła się wcześniej w piśmie „Vidici”, dzięki temu, że do redakcji zaniósł ją jeden z naszych przyjaciół. Tekst podpisany był pseudonimem Adam Petrović i wszyscy dziwili się, kim jest ten człowiek, który tak dobrze pisze. Pekić był wówczas publiczności zupełnie nieznany, ponieważ nigdy wcześniej nie publikował wierszy ani żadnych innych tekstów, od których zwykle zaczynają młodzi pisarze. Kiedy opowiadanie przeczytał Borislav Mihajlović Mihiz, zadzwonił i powiedział mężowi: „Pekić, ty jesteś pisarzem”. Mihiz był wtedy wielkim autorytetem i dla Pekicia pozostał nim do końca życia. To opowiadanie opublikowało później, razem z innymi opowieściami Czasu cudów, wydawnictwo Prosveta.
Czy wydanie pierwszej książki cieszyło Pekicia?
Tak, oczywiście, choć był też i niezadowolony. Okładkę wydrukowano w kolorze brudnego różu, a jeśli Pekić jakiegoś koloru nie znosił, to był to właśnie róż. Poza tym, w zapisie jego imienia popełniono błąd – zrobiono z niego „Borisava”. Mąż był niezwykle pedantyczny i zawsze zwracał uwagę na drobnostki oraz na formę. Ta pomyłka dobrze pokazywała naszą przysłowiową niechlujność.
Jak w tamtym czasie publika przyjmowała nowe książki?
Wtedy czuło się obecność nowej książki, nie to co dzisiaj. Książka stała na piedestale. Książkami interesowali się nawet politycy, którzy z uwagą śledzili poczynania pisarzy (choć oczywiście nie z powodów estetycznych). Wiem, że w 1968 roku podczas zamieszek studenckich, kiedy Pekić pracował w redakcji pisma „Književne novine” pojawił się problem z Komitetem Miejskim, dlatego, że pismo „Student” zostało zawieszone, a „Književne novine” zdecydowały się wydrukować cały ich materiał. I tak to właśnie z Pekiciem było zawsze – interesująco i kompletnie zaskakująco. Pamiętam, że kiedy wychodziłam za niego za mąż, mój teść powiedział: „Może i nie będziesz miała z nim pieniędzy, ale nuda ci nie grozi”. I tak było.
Biorąc Nagrodę NIN za barometr sławy literackiej, uznać należy, że Pekić u szczytu był w roku 1970, kiedy otrzymał to wyróżnienie za Pielgrzymkę Arsenjega Njegovana [tłum. Grzegorz Łatuszyński]. W kraju panował wówczas niepokój: szalały studenckie zamieszki, MASPOK w Chorwacji [MASPOK, znany również jako „chorwacka wiosna” był nacjonalizującym ruchem kulturalno-politycznym opowiadającym się przeciw jugosłowiańskiemu unitaryzmowi], liberałowie w Serbii… Jak te wydarzenia wpływały na jego twórczość?
Wpływały bardzo, dlatego ostatecznie zdecydował o wyjedzie z kraju dokądś, gdzie będzie mógł w spokoju pracować. On lubił wychodzić, przebywać z ludźmi, czuć się włączony w bieg wydarzeń, dlatego stale czuł się rozdarty między tym, co uważał za swój obywatelski obowiązek (np. podpisywanie petycji i protesty) i tym, czemu pragnął poświęcać czas, czyli pisaniu, czytaniu i gromadzeniu dokumentacji. Zdecydowaliśmy się wyjechać do Londynu, bo tam właśnie dostałam pracę. To było w 1970 roku.
W tym miejscu pojawia się epizod z odebraniem paszportu. Czy kiedykolwiek dowiedzieliście się, jak do niego doszło?
Nie, ale też nie oczekiwaliśmy, że się dowiemy. Takie było uznaniowe prawo UDBY [jugosłowiański Urząd Bezpieczeństwa Państwa]. Pekić nigdy nie krył się ze swoimi opiniami na temat aktualnych wydarzeń w kraju, co władzom prawdopodobnie nieszczególnie odpowiadało. Przez rok, kiedy czekaliśmy aż zostanie mu zwrócony paszport, często wzywany był na tzw. rozmowy informacyjne. Pytali go o różne rzeczy. Niewiele o tym wiem, ponieważ byłam wtedy już w Londynie, ale zapamiętałam jedną drobnostkę. Pekić powiedział im, że w związku ze swoją pracą będzie musiał rozmawiać z różnymi ludźmi, w tym z emigrantami. Powiedzieli mu: „Dobrze, ale niech nam pan zdaje relacje z tego, o czym rozmawialiście”, a Pekić roześmiał się i zapytał: „Ile za taką usługę płacicie?”. Dla niego to maglowanie było bardzo męczące, szczególnie dlatego, że dzięki detalom, o które go pytano zrozumiał, że ktoś bliski donosi na niego służbom. W takiej atmosferze nie mógł w spokoju pisać, musiał wyjechać. Paszport zwrócono mu dopiero po tym jak dostał Nagrodę NIN za Pielgrzymkę Arsenjega Njegovana, ale jeszcze kilka lat później był persona non grata. Jacyś ludzie, pisarze, zmyślili, że Pekić pisze teksty dla Timesa i że w BBC wypowiada się krytycznie wobec Jugosławii – z powodu tych intryg nie chciano go publikować w kraju. Wydawnictwo Nolit zapłaciło honorarium za Jak pogrzebać wampira [tłum. Magdalena Petryńska], po czym trzymało u siebie rękopis prawie dwa lata i ostatecznie zrezygnowało z publikacji. W tym samym czasie Srpska književna zadruga wydać miała dramaty Pekicia, skład był już gotowy, ale ostatecznie całość zniszczono. A Pekić dopiero w 1986 roku został honorowym komentatorem jugosłowiańskiej sekcji rozgłośni BBC. Co tydzień czytał swoje Pisma iz Londona [Listy z Londynu], w których dwaj zmyśleni bohaterowie – Živorad, typowy Jugosłowianin oraz pan Jones, typowy Brytyjczyk – rozmawiają i komentują bieżące wydarzenia w Wielkiej Brytanii oraz porównują je z Jugosławią i Jugosłowianami. Wiem, że Pekić nawet nie marzył, że te jego teksty, listy, zostaną wydane w formie książki, a już na pewno nie sądził, że wydane zostaną u nas. A jednak, tak się stało – najpierw opublikowane zostały przez zagrzebską Mladost, a następnie przez wydawnictwo Dereta, i to jeszcze za jego życia. Teraz Pisme iz tuđevine [Listy z cudzoziemstwa] wydała Laguna i jest to ostatnia część dzieł zebranych, które przygotowało to wydawnictwo.
W jednym z wywiadów Pekić powiedział, że w Londynie pisać mógł dzięki temu, że Pani pracowała, jakby nie było dla niego jasne, dlaczego Pani to robiła.
Przesadzał! W Londynie tworzył i pisał radio-dramy dla niemieckiej radiostacji, która sowicie mu za to płaciła. To, co on mówił, to bardziej…
…okazywanie miłości.
Tak, to bardziej to, co pani mówi niż realny fakt. Odkąd go poznałam, uważałam, że to wyjątkowy człowiek, utalentowany i niezwykle pracowity. To moja słabość – kocham ludzi, którzy dużo pracują, a on pracował non-stop, co mi się wydawało fantastyczne. Oczywiście ceniłam również to, co pisał, wiedziałam, że jest porządnym człowiekiem, bardzo moralnym, że zawsze stoi na pozycji, której należy bronić, nieskończenie go podziwiałam. Stanowił uosobienie wszystkiego, czym ja sama byłabym, gdybym być mogła. Dla przykładu, kiedy ja w czterech ścianach wyrażałam swoją dezaprobatę i mówiłam o tym, co myślę, on, walcząc o wolność i demokrację, znajdował sposoby, żeby o rzeczach ważnych pisać i mówić publicznie.
Ale przecież popierała Pani utworzenie Partii Demokratycznej i uczestniczyła w jej tworzeniu.
Ja tylko brałam udział w pewnych nieformalnych spotkaniach i – oczywiście – wspierałam tę ideę. W tym czasie wciąż jeszcze pracowałam w Londynie i o wszystkim byłam wprawdzie informowana, ale wyłącznie w trakcie naszych rozmów telefonicznych. Byłam ciekawa, jak się rozwija nowa partia i ekscytowało mnie to, że powstaje coś, czego zawsze pragnęłam, a nie wierzyłam, że będzie miało realną szansę powstać. Pekić uważał, że to trochę potrwa zanim demokracja się u nas zadomowi. Wiedział jakie są długotrwałe konsekwencje systemu totalitarnego, który u nas zaczął się w 1944 roku. Nasza klasa mieszczańska została całkowicie zniszczona po drugiej wojnie światowej, a powstanie nowej to długi proces. Pamiętam jak studentom powiedział, że muszą uzbroić się w cierpliwość: „Zasadniczą sprawą jest nie patrzeć na zegarek. Zwycięstwo nie przyjdzie po sekundzie, ani po jednym dniu, ani po roku”. Proszę zrozumieć, kiedy naród jest zastraszony na tyle, żeby nie potrafił już swobodnie myśleć, a cóż dopiero mówić, wtedy potrzeba czasu, wiele czasu, żeby się wyzwolił duch i by naród był w stanie swobodnie rezonować.
W czerwcu 1991 roku, po śmierci pisarza Miodraga Bulatovicia, posła SPS-u [Socjalistyczna Partia Serbii], zorganizowano wybory uzupełniające w Rakovicy [dzielnica Belgradu], podczas których w wyścigu do Parlamentu Pekicia wyprzedził Vojislav Šešelj [założyciel Serbskiej Partii Radykalnej, oskarżony o zbrodnie przeciw ludzkości obecnie przebywa w haskim areszcie].
Proszę nie być naiwną – Šešelj wszedłby do Parlamentu nawet gdyby nie zwyciężył Pekicia! Wie Pani, gdyby Partia Demokratyczna wystawiła Pekicia na Vračarze [dzielnica Belgradu] albo Starym Mieście, to wątpię, żeby przegrał. Poza tym, on wiedział, że w tych wyborach przegra. Pamiętam, że powiedział mi przez telefon: „Na szczęście nie zostałem wybrany!”. Wiedziałam jak bardzo jest sumienny i drobiazgowy, było dla mnie jasne, że straciłby mnóstwo czasu na sczytywanie służbowych materiałów, a na posiedzeniach umierałby z nudów, słuchając głupot wszelkiej maści, choć i tak niczego nie byłby w stanie osiągnąć.
Pani najbardziej przyczyniła się do tego, że literacka i pozaliteracka twórczość Pekicia jest obecna w naszym życiu kulturalnym…
Nie ja, tylko sam Pekić, bo taki to był pisarz! Pozostawił nam skarby, prawdziwe perły o trwałej i uniwersalnej wartości, które po prostu należało udostępnić. W tym widziałam swój cel, źródło siły i energii do życia, szczególnie w pierwszych latach po jego odejściu. Przesłuchiwanie jego kaset magnetofonowych, porządkowanie dziennika i notatek było dla mnie wybawieniem. Muszę przyznać, że wątpiłam czy da się to w ogóle wydać. I nagle BIGZ w osobie Radoslava Braticia opublikował wywiady z Pekiciem, jego notatki o serii Zlatno runo, studia dotyczące Atlantydy oraz książkę Sentimentalna povest Britanskog carstva [Sentymentalna historia brytyjskiego imperium]. Dla mnie to był wiatr w żagle. Kiedy później Slobodan Gavrilović ogłosił, że wydawnictwo Službeni glasnik zamierza opublikować dzienniki Pekicia, byłam przeszczęśliwa! „Cokolwiek Pekić napisał, my to wydrukujemy”, powiedział mi Gavrilović. To fantastyczne. Naprawdę mam powody do zadowolenia, bo o Pekicia dba teraz i zabiega Službeni glasnik i wydawnictwo Laguna z Dejanem Papiciem na czele. Laguna w dwudziestu trzech tomach wydała dzieła zebrane Pekicia. A i my się staramy – cała rodzina pracuje nad tym, co on jeden stworzył. Ja już od około dziesięciu lat codziennie prowadzę blog, a wnuczka Marie-Louise stronę na Facebooku, która dzisiaj ma już trzydzieści pięć tysięcy fanów. Moja córka Aleksandra, która razem ze mną przygotowuje książki do druku, powoli zaczyna przejmować odpowiedzialność za tę część pracy. Zięć stara się o zagranicznych wydawców i promuje Pekicia za granicą. Powinniśmy się nazywać Pracownia Pekić! Poza tym istnieje jeszcze masa innych zajęć: współpraca z tłumaczami i zagranicznymi wydawcami, praca nad dramatami, które wystawiane są na całym świecie, różne wywiady, spotkania.
Srebrna ruka [Srebrna ręka] to jeden z niewielu rękopisów, który nie został jeszcze opublikowany.
Nie został opublikowany synopsis i notatki do tej powieści, jak również kilka scenariuszy, dramaty, które zapełnią pewnie jeszcze jedną książkę, komentarze do Czasu cudów… jest jeszcze dość rzeczy, one ciągle się pojawiają. Srebrna ruka miała być powieścią opowiadającą o sporze ikonodulów i ikonoklastów z VII-VIII wieku Bizancjum. Streszczenie tak by mogło wyglądać: mamy dwóch zdolnych malarzy, jeden, podporządkowując się władzy, osiąga sukces, drugi występuje przeciwko porządkowi i panującej ideologii, by stracić najpierw jedną, potem obie ręce. To bardzo interesujący okres. Zarówno Mihiz, jak i Predrag Palavestra, który przez wiele lat był prezesem Fundacji „Borislav Pekić”, uważali, że Pekić powinien napisać tę powieść, ale on zdecydował poświęcić czas na napisanie Atlantydy i 1999. Powroty do przeszłości nie wydawały mu się tak ważne, jak opisywanie własnej wizji przyszłości.
Czy uważa Pani, że Pekić opublikowałby wszystkie pisma, które po jego śmierci wydała Fundacja?
On sam kiedyś stwierdził, że wszyscy pisarze liczą na to, że pewnego dnia wydane zostanie wszystko, co napisali. Zatem… Poza tym, jego dzienniki i notatki pozbawione są treści o szczególnie intymnym charakterze, co mogłoby stanowić przeszkodę w ich publikacji. Dominują w nich jednak tematy ogólniejsze. Pekić w ogóle był człowiekiem dyskretnym. W książce Godine koje su pojeli skakavci operuje inicjałami, nigdy zaś pełnymi imionami ludzi, o których pisze. Niedawno poproszono mnie, żebym rozszyfrowała te inicjały, co udało mi się tylko w przypadku części osób. Teraz żałuję, że nie zapytałam go o to, póki miałam szansę. We wszystkich jego tekstach czuć świadomość autora, który wie, że to, co pisze zostanie kiedyś przeczytane. Listy, które wysyłał mi do Londynu i które wydałam w książce Korespondencija kao zivot [Korespondencja jako życie] były ponumerowane i uporządkowane w jednej teczce – czy to nie najlepszy dowód na to, że przygotował je dla innych oczu?
Założona przez Panią Fundacja każdego roku przyznaje dwa stypendia dla młodych pisarzy pracujących nad utworem oraz nagrodę za tekst literacki dla belgradzkich gimnazjalistów. Dążycie również do tego, żeby twórczość Pekicia weszła na listę lektur szkolnych. Wszystkie te działania wymagają zaangażowania i stanowią dodatkowe obciążenie dla Fundacji. Jak sobie radzicie?
Program stypendialny wstrzymaliśmy dwa lata temu, ponieważ po śmierci Predraga Palavestry, prezesa Fundacji, próbujemy się zreorganizować. Poza tym, odkąd moja córka Aleksandra jest w Belgradzie, to właśnie ona przejmuje sporą część prac, ponieważ uważam, że upływ czasu w sposób naturalny dyktuje taką zmianę. Bardzo mnie cieszy, że nasza Fundacja w Trzecim Belgradzkim Gimnazjum już od ponad dwudziestu lat przyznaje nagrody belgradzkim gimnazjalistom i że mamy na tym polu wspaniałą współpracę. To jest gimnazjum, do którego uczęszczał Pekić. Przyznajemy po trzy nagrody w kategoriach proza, poezja i esej. Nasze starania, by Pekić znalazł się na liście lektur utknęły obecnie w martwym punkcie. Wiem, że w niektórych gimnazjach pracuje się na jego tekstach w ramach lektur fakultatywnych, ale to zawdzięczamy wyłącznie inicjatywie niektórych profesorów. Jedynie Sentimentalna povest Britanskog carstva stanowi lekturę obowiązkową dla studentów anglistyki Uniwersytetu w Belgradzie.
Na zakończenie proszę powiedzieć, jakie miejsce w dzisiejszej serbskiej kulturze zajmuje Pani zdaniem Borislav Pekić? Czy i na ile jest on dziś zrozumianym pisarzem? Jaka jest jego literacka i polityczna spuścizna? W jaki sposób poleciłaby go Pani młodszym czytelnikom, w czym szukać należy jego dzisiejszej aktualności?
Pekić z całą pewnością jest jednym z naszych najbardziej znaczących pisarzy. Choć odszedł ponad dwadzieścia lat temu, to wciąż jest żywy. On sam nigdy nie myślał, że jego twórczość znajdzie szersze grono odbiorców, mawiał raczej, że wszyscy jego czytelnicy zmieszczą się w jednym pokoju. Przy tym zaskakujące jest to, ilu młodych ludzi go czyta i podziwia, niektórzy nawet przeczytali wszystkie jego dzieła. Oczywiście są również starsi czytelnicy, którzy towarzyszyli mu od początku. Powstają poświęcone mu rozprawy doktorskie i prace magisterskie. Tłumaczy się go na obce języki, choć to wcale nie jest proste. Nie tylko z powodu długich zdań, które stosował, ale też skłonności do używania niecodziennych, niezwykłych słów. Poza tym, tłumacz musi nie tylko doskonale znać język, na który przekłada, ale też – aby złapać melodię jego zdania, jego duch – musi równie dobrze znać serbski, co nie jest częste. Przekład jego dzieł wymaga tłumaczy prawdziwie w Pekiciu zakochanych, bo książki są obszerne, a praca nie należy do dobrze opłacanych. Mam poczucie, że jego czas dopiero się zbliża. Pekić żył i pisał dla przyszłych pokoleń, jego przemyślenia sprzed trzydziestu lat brzmią, jakby były zapisane wczoraj. W jego dramatach pojawiają się idee, które nie zostały jeszcze dostatecznie dobrze zbadane, że nie wspomnę o powieściach. Besnilo [Wścieklizna], jego najczęściej czytana powieść, nie jest jeszcze do końca odkryta. Jego utwory pełne są wątków filozoficznych i politycznych, które nadal wymagają studiowania. Każda jego myśl, każde jego zdanie są ważne i współczesne.
Pekić ubogaca każdego czytelnika, przekazuje mu nowe idee, uczy go myśleć i z całą pewnością również bawi.