Źródło: Basne o komunizmu (wyd. Rende, Beograd 2011)
Autorka: Slavenka Drakulić
Przekład: oh/2018
Powiązane teksty na stronie: Wspomnienia nie są tu mile widziane (wywiad z pisarką, 2014)
Kontekst: Basne o komunizmu (2009) to książka, która składa się z sześciu “baśni”, w których autorka głosami zwierząt opowiada o upadku komunizmu. Kret opowiada o sytuacji w Niemczech, mysz o Czechosłowacji, uliczny pies o Rumunii, kruk o Albanii, papuga o Jugosławii, a kot generała Jaruzelskiego o Polsce. Książka porusza ważne i nieproste tematy związane z transformacją w dawnym bloku komunistycznym, ale robi to w sposób niepozbawiony dystansu i humoru. Zwierzęca narracja bawi, ale też zdaje się wywoływać większą receptywność. Świetna lektura dla dużych i trochę mniejszych.
Slavenka Drakulić (ur. 1949) to chorwacka pisarka, eseistka, dziennikarka. W swoich – tłumaczonych na wiele języków – tekstach porusza tematy związane z feminizmem, komunizmem, postkomunizmem, wojną na terenie byłej Jugosławii. Mieszka w Chorwacji i Szwecji.
Link do dedykowanego wpisu na Fb
Opiekun kota z Warszawy
(List do Prokuratora Generalnego)
Szanowny Prokuratorze Generalny,
tym listem zwracam się do Pańskiego urzędu oraz do Pana jako osoby, której podlega sprawa o numerze PT/2875/2009-09. Sprawa dotyczy oskarżonego, którego z sobie znanych powodów nazywać tu będę po prostu Generałem. Jak Pan wie, jesienią 2008 roku Instytut Pamięci Narodowej, który bada zbrodnie popełnione w czasie okupacji niemieckiej oraz komunizmu wysunął akt oskarżenia w stosunku do dziewięciu osób. 80-letni Generał, który stał na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego powołanej 13 grudnia 1981 roku oskarżony został m.in. o kierowanie tą „zbrodniczą organizacją”. Uznanie go winnym mogłoby się zakończyć 10-letnim wyrokiem.
Powstrzymam się od jakichkolwiek komentarzy dotyczących samego Instytutu oraz jego metod prowadzenia lustracji i rozliczania komunistycznego aparatu – wystarczy wspomnieć, że niektórzy nazywają go „Ministerstwem Prawdy”. Trzeba jednak przyznać, że rzadko wychodzę na warszawskie ulice i mogła mi umknąć jakaś ważna informacja.
Piszę do Pana niniejszy list, ponieważ uważam za wyjątkowo ważne, by czym prędzej zakończyć proces Generała. Spróbuję wyjaśnić dlaczego.
Oczywiście, może Pan zapytać, kim jestem, żeby w ten sposób się do Pana zwracać. Dlatego w pierwszej kolejności przedstawię się. Nazywam się Gorbi. Jestem samiczką z rodziny Felidae – innymi słowy, jak to wy mówicie, zwykłym kotem domowym. Urodziłam się w domu córki Generała, ale już niemal 10 lat mieszkam u niego. Cała rodzina przepada za zwierzętami. Generałowi najbliższe są niestety konie. Nic w tym dziwnego – to jednak wojskowy. Proszę pozwolić, że nieco dokładniej wytłumaczę nasze stosunki. Uważa się mnie za ulubienicę Generała, ale ja widzę to inaczej. Będąc wielkoduszną, zdecydowałam się zamieszkać w jego domu i pozwalam przy tym, by on i wszyscy dookoła myśleli, że jest dokładnie na odwrót. Być może zbyt banalne byłoby stwierdzenie, że to ja go „przyswoiłam”, bo wiadomo, że my koty jesteśmy stworzeniami niezależnego ducha. W odróżnieniu od psów, oczywiście. Niestety zmuszona jestem dzielić przestrzeń właśnie z jego psem, Napoleonem. Imię dostał po Napoleonie Bonaparte, którego Generał ogromnie ceni. Jednak imienia nasz opiekun nie wybrał najlepiej, bo Napoleon to wielki tępawy kundel. W jego pochodzeniu jasne jest tylko to, że nie wygrał głównej nagrody w genetycznej loterii. Oczywiście najbardziej lubi bawić się piłką! Biedak nie wykazuje żadnej intelektualnej aktywności i mam wrażenie, że Generał jest już nim po trochu znudzony. No bo komu by się nie nudziło tak ciągle rzucać tym okrągłym przedmiotem? Ale przyznaję, że przynosząc wieści z zewnątrz, jest mi w pewnym zakresie przydatny – taki z niego mój szpieg.
O sobie powiedzieć mogę, że nigdy nie jestem nudna i nigdy się nie nudzę. Wiem, że Napoleon za moimi plecami opowiada, że jestem arogancka, ale nie zamierzam go tu obgadywać. Pragnę tylko podkreślić, że życie z Generałem to wynik mojej niezależnej decyzji. Czasownik decydować jest dla mnie niezwykle ważny. Nie mam problemu z wolnością, biorąc pod uwagę, że nie doświadczyłam życia w zniewolonym i nieludzkim rzekomo okresie ludzkiej historii, który się nazywa komunizmem. Często słyszę ten przymiotnik – mówi się, że coś jest „nieludzkie”, mając przy tym na myśli, że jest to charakterystyczne dla zwierząt, czyli że jest zwierzęce. Korzystając z okazji, muszę wyrazić swój sprzeciw wobec tak negatywnego sposobu używania tego słowa. Uważam go za głęboce niewłaściwy! Czy naprawdę muszę przypominać, że my, zwierzęta, nie mamy w zwyczaju zabijać członków naszej własnej rasy? Z wyjątkiem walczących psów, ale ci gladiatorzy i tak zasługują na potępienie.
Wracając do moich stosunków z Generałem. Nie powiedziałabym, że jest moim lokajem, choć byłoby to bardzo bliskie prawdzie. Tym określeniem obraziłabym go jednak. Pod wieloma względami Generał jest człowiekiem staromodnym. Chcę przez to powiedzieć, że jest wrażliwy na różnice klasowe – tym mocniej, że pochodzi ze szlacheckiej rodziny. Noblesse oblige! Dlatego, upraszczając sprawy, powiem, że Generał jest moim opiekunem.
Teraz, kiedy się już przedstawiłam, chciałabym wyjaśnić Panu powody, dla których zwracam się z tym pismem oraz zaprezentować swoje kocie przemyślenia związane ze sprawą.
Dwie kwestie sprawiły, że zdecydowałam się zwrócić do Pana z moim apelem. Pierwsza jest osobistej natury. W tej chwili Generał z ciężkim zapaleniem płuc i szeregiem innych problemów, którymi nie zamierzam Pana obciążać, przebywa w szpitalu. To nie pierwszy taki przypadek, sędziwy wiek oraz stres wywołany procesem bardzo go obciążają. Dla człowieka tak starego i kruchego zapalenie płuc może okazać się śmiertelne. Generał całe życie był słabego zdrowia i naprawdę obawiam się, że w obecnej sytuacji może nie doczekać dnia ogłoszenia wyroku. Tym bardziej, że jestem świadoma, jak długo potrafią się w tym kraju ciągnąć podobne procesy. Proszę tylko spojrzeć, ile czasu minęło od wniesienia aktu oskarżenia do rozpoczęcia procesu… Jako jego przyjaciółka – więcej, jako jego powiernica – chciałabym Pana prosić, by wziął Pan sprawy w swoje ręce i decyzję, którą uzna za najwłaściwszą podjął jak najszybciej – jakąkolwiek by ona nie była.
Druga kwestia jest natury bardziej ogólnej. Mianowicie zastanawia mnie, czy Generała należało postawić przed sądem karnym? Przecież nie jest zbrodniarzem wojennym. Żeby nie było wątpliwości, muszę nadmienić, że on sam uważa ten proces za potrzebny. Wiele razy mówił mi: To ważne, żeby historia bez końca nie wnosiła niezgody między Polaków. Wierzę, że stanął Pan przed wielkim dylematem, kiedy przyszło do podjęcia decyzji, czy Generała należy postawić przed sądem, ponieważ ta sprawa wiąże się ze stosunkiem polskiego społeczeństwa do komunizmu w ogóle. Biorąc pod uwagę, że nie ma generalnej zgody co do tego, jak należy postąpić, Pana urząd do niedawna zwlekał z rozpoczęciem procesu. Ostatecznie życie jest tym, co zdarza się pomiędzy tymi dwiema (lub jakimikolwiek innymi dwiema) skrajnościami. I znowu muszę zacytować Generała, który mawia: „Historia jest skomplikowana, podobnie jak pytanie, kto ma rację. Na te kwestie nie można spoglądać w kategoriach rzeczy czarno-białych”.
Biorąc pod uwagę Pana doświadczenie w tych sprawach, jestem pewna, że zgodzi się Pan ze mną, kiedy powiem, że nie jest łatwo wyrównać stosunek prawdy i sprawiedliwości, a przy tym nie spowodować jeszcze większej straty dla społeczeństwa. Ostatecznie, sąd nie powinien zajmować się sprawami moralności, ale stanowić o winie. W przypadku Generała najważniejsze pytanie brzmi: jakie wartości zamierza Pan promować – zemstę czy społeczną zgodę, dalszy konflikt czy pojednanie. Tak to widzę, choć Napoleon twierdzi, ze proces nie ma żadnego związku z prawdą czy sprawiedliwością, a jedynie z polityką. Kto wie, może usłyszał to od kogoś, nie wierzę, żeby wymyślił to sam, w końcu to tylko pies…
Jak to się często mówi w mediach, osoba Generała dzieli polskie społeczeństwo. Dlatego bez wątpienia jego sprawa wzbudza kontrowersje już od niemal dwudziestu lat – wszystko to zaczęło się długo zanim przyszłam na świat. (Proszę, Panie Oskarżycielu, niech Pan raczy wziąć pod uwagę, że otwieram się przed Panem do tego stopnia, by za stosowne uznać zdradzenie swojego wieku, a to jest rzecz, jakiej żadna elegancka dama nie powinna robić!) Zatem główną kontrowersją jest twierdzenie Generała, jakoby decyzję o ogłoszeniu stanu wojennego podjął, aby ocalić Polskę przed sowiecką okupacją. Krótko mówiąc, że tym patriotycznym postępkiem ocalił wiele istnień. Tej swojej decyzji niemal od dwudziestu lat Generał konsekwentnie broni, mówiąc: „…zagrażał nam bratobójczy konflikt i mogła w nas uderzyć ogromna tragedia”.
Jednak mimo tych kontrowersji, Generała dziś w polskim życiu publicznym wycenia się wyżej niż na przykład braci Kaczyńskich! Badania pokazują, że naród jest podzielony, kiedy przychodzi do oceny argumentacji postępowania Generała. Około połowa Polaków uznaje jego argumenty za wprowadzeniem stanu wojennego za zasadne. Uważają oni, że Generała nie należy stawiać przed sądem. Ostatecznie spora część społeczeństwa przeżyła komunizm w poczuciu, że reżim wojskowy jest czymś nieuniknionym. Powrót do przeszłości i publiczne pranie brudów nie leży w ich interesie. A ta druga część badanych chciałaby „oczyścić” społeczeństwo z pozostałości komunizmu. Oni chętnie otworzyliby nowy rozdział, dokonali ostrego cięcia między przeszłością i teraźniejszością, między totalitaryzmem i demokracją. Z punktu widzenia tych purystów Polska w przeszłości podzielona była obóz prokomunistyczny i na opozycjonistów – pośrodku nie było nic. Oskarżenie Generała to ich zemsta. Bo „zdrajca nie jest ofiarą okoliczności”, jak jeden z nich powiedział. Pozwolę sobie zauważyć coś, co Pan na pewno wie, mianowicie, że jest to stwierdzenie oparte o kategorie moralne i jako takie pozostaje bezużyteczne w procesie sądowym. Osobiście nie dyskryminowałabym interpretacji, że motywy Generała były patriotyczne. Czy to, że był komunistą oznacza, że nie mógł być patriotą? Nie sądzę.
„Zniszczyć wrogów!” niezrozumiale poszczekuje Napoleon, kiedy mu – z czystego współczucia – wykładam dobre i złe strony procesu. Jako intelektualistka czasami rzeczywiście odczuwam obowiązek informowania go o przebiegu spraw. Ale co może pomyśleć biedny Napoleon, kiedy go proszę, żeby sprecyzował, kim jest nieprzyjaciel? Może tylko mówić, że zadzieram nosa.
Jeśli chodzi o Generała, to prawdą jest, że 13 grudnia 1981 roku wprowadził w kraju stan wojenny. Prawdą jest, że Solidarność została zdelegalizowana, że członkowie związku byli prześladowani i aresztowani, że stosowano cenzurę, ograniczono wolność obywatelską, a w kolejnym roku zabito 56 osób – to wszystko prawda. Generał niczemu nie zaprzecza. Przeciwnie, publicznie wyraził z tego powodu żal. Prawdą jest i to, że w swojej karierze politycznej podjął i inne błędne decyzje, które miały bolesne dla Polaków konsekwencje. Nawet jeśli nie działał z własnej inicjatywy, ale jako członek rządzącej elity politycznej, na przykład kiedy w 1968 roku zezwolił na udział polskiego wojska w dławieniu Praskiej Wiosny razem z innymi siłami Paktu Warszawskiego. Albo w 1970, kiedy podczas zamieszek w Gdańsku zabito 44 demonstrantów. Prawdą jest i to, że miał zbyt wiele funkcji (premier, minister obrony, prezydent Rzeczypospolitej, przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego), a logicznym tego rezultatem była dyktatorska moc.
Być może powinnam w tym miejscu zaznaczyć, że jestem – najwyraźniej – osobą nieco sentymentalną. Ale mimo że w sercu stoję po jego stronie, to moja głowa pozostaje chłodna: nie zamierzam bronić go przed prawdą. Ślepe zaufanie to cecha charakterystyczna dla jego psa, nie zaś dla mnie.
Zanim przejdę dalej, chciałabym Panu przypomnieć moją specyficzną sytuację. Mianowicie mam możliwość spojrzeć na Generała z całkowicie wyjątkowej perspektywy, ponieważ to właśnie ja mu najczęściej siedzę na kolanach. Napoleon jest na to za duży. A chwała bogu, jeszcze nie doszło do tego, żebyśmy w domu trzymali konie – poza tymi na obrazach. Generał często mnie głaszcze i zwierza mi się z różnych rzeczy. Powiedziałabym, że ma do mnie zaufanie. Widzi Pan, jestem drobna i elegancka, a i staram się nie być natrętną. Czasami mruczę, ale tylko po to, żeby go wprowadzić w dobry nastrój. Najczęściej zaś po prostu siedzę w spokoju, patrzę i słucham. Jak każdy „prawdziwy” psychiatra.
Generał jest dość kościsty, więc nie jest mi zbyt wygodnie siedzieć mu na kolanach. Ale jednak jest mi tam miło i ciepło, a to bardzo wiele dla kogoś, kto już sam nie jest młody. Poza tym głaskanie bardzo dobrze robi mi na plecy. Generał jest przy tym trochę nieobecny, ponieważ głaskając mnie, jednocześnie czyta, a czyta bardzo wiele – w swoim małym gabinecie na piętrze domu. Ja mu na to pozwalam – mam na myśli jednoczesne głaskanie i czytanie. To nie byłoby uprzejme z mojej strony, gdybym staremu człowiekowi odbierała taką drobną przyjemność. W międzyczasie zaś rozmyślam o rzeczach, które mnie ciekawią…
Jednak nie polityka a psychologia interesuje mnie najbardziej. Jako półprofesjonalistka, że tak powiem, ja ludzi nie osądzam. Może Pan pomyśli, że zajmuję się zgłębianiem generałowej psyche, ponieważ zależna jestem od jego dobrej woli. Albo po to, żeby lepiej poznać „wroga”? Nie zapędzałabym się tak bardzo. Generał to dobry opiekun. Nie macha mi przed nosem dziwnymi, zwisającymi przedmiotami, jak inni ludzie. Traktuje się mnie tu dużo lepiej niż Napoleona, który jest bardzo zazdrosny o moje przywileje i narzeka jakie to niesprawiedliwe. Jakby życie było sprawiedliwe! W zamian za to słucham i staram się zrozumieć Generała. W ten sam sposób staram się zrozumieć ludzi w ogóle, ze wszystkimi ich zaletami i słabościami. Naprawdę mam dużą słabość do naczelnych! Uważam was za ciekawych, często frapujących, głównie nieprzesadnie inteligentnych – ale wartych obserwacji. Wiem, że być może nie uwierzy Pan w opinię kociego psychiatry nie posiadającego właściwej formalnej edukacji. W takim wypadku, proszę wziąć pod uwagę, że jestem w sytuacji, w której mogę uważnie obserwować ludzkie zachowania – zwyczajnie dlatego, że nie zajmuję się niczym innym.
Rozumiem, że może Pan mieć pewne obawy co do mojego obiektywizmu – mógłby Pan założyć, że będę miała skłonność stać po stronie mojego opiekuna. Ale raz jeszcze zapewniam Pana, że subiektywne odczucia nie mają wpływu na moje profesjonalne wnioski dotyczące omawianej jednostki ludzkiej. Przeciwnie, odnoszę się do Generała jak do każdego innego pacjenta, choćby na przykład do jego żony (bardzo życzliwa kobieta, bardzo lubiana przez swoich studentów!) czy do córki jedynaczki, jego ulubienicy. Jednak nie jesteśmy dla siebie nawzajem konkurencją, ponieważ ona ma za mało czasu i cierpliwości dla starego ojca… Nie, proszę być pewnym, że potrafię zachować niezbędny dystans między sobą i przedmiotem mojego badania. Mówiąc wprost, Generał nie wie, że piszę do Pana ten list. Musiałam zrobić to za jego plecami, ponieważ sprzeciwiłby się oczywiście, a może nawet mnie zwymyślał. Obawiam się tylko, żeby Napoleon, głupek, niczego nie wyszczekał. Ale on szczeka dość niezrozumiale, a Generał jest przygłuchy, więc tak naprawdę nie martwię się o to zbyt mocno.
Panie prokuratorze, proszę mi nie brać za złe, że pozwolę tu sobie na małą dygresję. Muszę mianowicie skorzystać z okazji i uwrażliwić Pana na niesprawiedliwość, która czai się w obszarze pańskiego działania. Jestem przekonana, że spełniam wszystkie możliwe kryteria, żeby podczas procesu świadczyć o charakterze Generała. Zaproponowałam, że mogłabym przed sądem poświadczyć, że Generał jest dobrym człowiekiem. Swój zamiar wyraziłam parokrotnie. I do sędziego pisałam w tej sprawie. Choć trudno w to uwierzyć, dostałam odpowiedź, w której moja propozycja została odrzucona z tego tylko powodu, że nie jestem człowiekiem. Z tego powodu sędzia sądu karnego nie zgodził się przyjąć mnie na świadka, a oto jak wytłumaczył swoją decyzję: „Tą drogą chciałbym Panią powiadomić, że sąd z zasady nie godzi się na świadków, którzy nie są przedstawicielami ludzkiej rasy”. Jakbym była jakąś kosmitką… A ja jestem kotem domowym! Abstrahując nawet od faktu, że wspomniany sędzia wykazał się ignorancją, chciałabym Pana zapytać, jakie zapisy regulują te kwestie? Poza tym, ten Pański kolega nie potrudził się nawet poprzeć swojej odmowy jakimś paragrafem, jakimś ustępem z kodeksu, co stanowi jednak spore wykroczenie ze strony kogoś, kto odpowiedzialny jest za egzekwowanie prawa.
Wspomniawszy już o opinii tego sędziego pytam Pana: kto tu tak naprawdę jest niewolnikiem uprzedzeń, że nie wspomnę o dyskryminacji czy nawet rasizmie? Czy w odpowiedzi miałam mu wyrazić podobne uprzedzenia w stosunku do waszej rasy i odrzec, że jest z niego zwykły naczelny?! Mam swoją kocią dumę, proszę nie zapominać. (Nawet jeśli niektórzy, jak wspominałam, biorą ją za arogancję.) Gdyby ten Pański sędzia w istocie był prawdziwym polskim gentelmanem, nigdy by sobie nie pozwolił w ten sposób obrazić damę.
Ale zostawmy już za sobą całą tę niesmaczną historię. Wszak nie ja jestem tematem tego listu. Co więcej, uważam za swój obowiązek powiedzieć Panu coś jeszcze o Generale. Proszę mi zatem pozwolić, że opowiem o kluczowym momencie życia Generała – o chwili, w której podjęta została wiadoma decyzja w grudniu 1981 roku.
Wiesz Gorbi – powiedział mi kiedyś, będąc w tym swoim niespokojnym nastroju, w który czasami wpada – ludzie powinni mi wierzyć, kiedy mówię, że nie było innego sposobu. Nie miałem wyboru. Naprawdę należało wybrać mniejsze zło, jak to się często w polityce zdarza. Ty wiesz najlepiej, że rzadko mówię o tym okresie życia… Nie lubię wspominać tych chwil – wy to nazywacie wyparciem, prawda? Ach, gdybyś była ze mną w Moskwie tego grudniowego wieczora, kiedy mnie sowieccy towarzysze z Politbiura wezwali na „konsultacje”, jak to nazwali. Do tej pory pamiętam napiętą atmosferę i nerwowość w tamtym pokoju. Leonid Breżniew siedział za długim stołem z tą swoją twarzą buldoga i drobnymi oczami. Był już wtedy wprawdzie bardzo chory, ale nadal tak samo groźny. A Andropow dyszał mu za plecami. Ci towarzysze – dzisiaj mogę ci to powiedzieć – przypominali mi watahę agresywnych psów, z tą tylko różnicą, że nie gryźli. Nie mówili wiele, ale patrząc na ich wyraz twarzy zrozumiałem, że Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, bo Solidarność swoimi postulatami trzęsła całym komunistycznym systemem. Bali się, że ta „polska dżuma” – jak się jeden z nich wyraził – rozniesie się, jeśli jej nie stłumimy. To mi przypomniało 1968 rok, kiedy zmuszeni zostaliśmy wysłać wojsko na naszych braci w Pradze. Och, jak bardzo tego dzisiaj żałuję! I jak się wszystko tam żałośnie skończyło, jak zmiażdżyliśmy Dubčeka i jego reformy!
Już wtedy powinienem był zrozumieć, co jasne było dla Breżniewa w 1981 roku: komunizm to system, którego nie można reformować, bo każda taka próba doprowadzi do jego upadku. Nawet Gorbaczow tego nie rozumiał, jakkolwiek niewiarygodnie by to nie brzmiało. Kiedy niemal 20 lat później przyszła kolej na reformy Gorbaczowa – jak się to skończyło? Zawalił się niemal cały komunistyczny świat. Podziwiam tego człowieka, bo odważnie wziął się za bary z rzeczą niemożliwą, ale nie rozumiem, jak mógł niczego się nie nauczyć z upadku Praskiej Wiosny i ze stanu wojennego w Polsce? Czy naprawdę był tak naiwny? Czy – jak ja – niepoprawnie wierzył w komunizm?
W każdym razie w 1981 Breżniew nie był ani odrobinę naiwny. Zmusił mnie do działania, bo wiedział to, czego myśmy wtedy jeszcze nie wiedzieli. Nie istniała opcja, że nas Rosjanie zostawią w spokoju i że pozwolą nam powoli reformować komunizm zgodnie z wymogami chwili. Nie chcieli, żeby im wyrósł kolejny Aleksander Dubček. Przed spotkaniem z innymi, w swoim gabinecie buldog Breżniew zapytał mnie bez ogródek: „Jak długo zamierzasz tolerować tę anarchię? Rozwiąż swoje problemy albo my to za ciebie zrobimy”. Uwierz, że nie było w tym miejsca na interpretacje. Nie zapowiedział mi na przykład, że będę musiał ustąpić z funkcji, jeśli nie ugaszę protestów albo coś równie oczywistego. To by był prosty wybór, z którego chętnie bym skorzystał. Prawda, nie powiedział wprost, co oznacza jego groźba. Nie wspomniał o „interwencji wojskowej” – tu moi przeciwnicy mają rację. Rosjanie nigdy wprost nie zagrozili okupacją! Jednak nie należało mieć wątpliwości, co Breżniew i pozostali naprawdę chcieli powiedzieć.
Pewnie zastanawia cię, czy się bałem. Różni ludzie pytali mnie potem, czy czułem się fizycznie zagrożony. Ja walczyłem w drugiej wojnie światowej, Gorbi. Wiem, co to strach. Ale nie, to nie był taki strach, jak strach przed śmiercią. Każdy żołnierz w walce to czuje, to jest ludzkie. Ale kiedy walczysz podczas wojny, strach się w którymś momencie zmienia w obojętność. Albo inaczej – człowiek w końcu godzi się z losem i przyjmuje możliwe konsekwencje. Nie możesz walczyć i nieustannie umierać ze strachu. Dlatego musisz pogodzić się sam ze sobą – robisz to podświadomie, tak mi się wydaje. Myślę, że to instynkt przetrwania sprawia, że akceptujemy śmierć po to, żeby przeżyć. Jaka piękna sprzeczność, kiedy się człowiek nad tym zastanowi!
Pamiętam, że wyszedłem do toalety. Spojrzałem na siebie w lustrze. Czułem spokój, zupełnie jak w 1943, kiedy byłem pewien, że zginę w walce z Niemcami. I tak właśnie, w kremlowskim WC podjąłem decyzję: Polsce zaoszczędzona będzie wojskowa interwencja! Prędzej poświęcę swoją reputację niż ludzkie życia. Żeby była jasność: byłem świadomy, że osobiście przyjdzie mi zapłacić wysoką cenę za tę decyzję i, jak mówiła moja matka, byłem gotowy ponieść swój krzyż. Ale w tamtej chwili myślałem o tym, że pewnego dnia, kiedy kryzys komunizmu się skończy (jak bardzo wierzyłem w tamten świat!) naród zrozumie, że tak właśnie musiałem postąpić, żeby uratować ludzkie życia. Wróciłem na spotkanie i oznajmiłem sowieckim towarzyszom, że nie muszą się o nic martwić, że Polacy sami rozwiążą swoje „problemy”. Oczywiście nie mogłem powtórzyć słowa „dżuma”. Breżniew wstał, poklepał mnie po ramieniu i antypatycznie się wyszczerzył. I tyle.
Wszystko to wiem z opowieści Generała. Dlatego, jak mi się dziś wydaje, problem z procesem polega na tym, że będzie to jego słowo przeciwko słowu tych, którzy twierdzą, że Rosjanie w ogóle nie planowali okupacji. Co więcej, ostatnio pojawiły się nawet jakieś dokumenty, które to potwierdzają. Ale kto mógł to wówczas z całą pewnością stwierdzić?
Do tego wszystkiego mogę dodać kilka wniosków dotyczących jego charakteru. Generał to poważny człowiek. Trudno będzie znaleźć fotografię, na której się śmieje – być może tylko w rodzinnym albumie. Najczęściej jest mroczny, a jego przyciemniane okulary pogłębiają wrażenie przygnębienia, które sprawia jako człowiek noszący na plecach ciężar. Jednak Generał posiada też poczucie humoru! Trzyma się swoich zasad, choć jego zasady są inne niż moje czy Pańskie. Dla ilustracji powiem Panu tylko, że na pogrzebie swojej matki, oddanej katoliczki nie wszedł do kościoła. Nie, choć był w cywilu. Przed wejściem czekał na zakończenie obrządku. Generał komunistycznej armii nie wchodzi do kościoła niezależnie od okoliczności! – powiedział mi później. Z drugiej strony, pewnie nie chciał przyznać, że bał się szpiegów, którzy mogliby donieść później o takim jego zachowaniu. Ale mogę zagwarantować, że dla niego powinność ważniejsza jest od wszystkiego, co – pozwólcie mi powiedzieć – nie jest szczególnie katolicką zaletą. Poza tym pokazał się jako człowiek inteligentny, zdolny ocenić sytuację i dostosować się do niej. Złożona osobowość… I to jest właśnie powód, dla którego piszę ten list, w dwojakim charakterze – jako specjalistka od ludzkiej psychologii i jako jego przyjaciółka. Z pewnością jest Pan w stanie się domyślić, że kiedy powiedziałam Napoleonowi o zamiarze napisania niniejszego listu, on tylko zakpił i nazwał Pana „krwiopijcą”. Ale cóż, to jest właśnie jego poziom.
Mimo jego złego zdania o Panu – z którym się nie zgadzam! – pragnę okazać Panu zaufanie. Już powiedziałam, że nazywam się Gorbi – po Gorbaczowie. Z pewnością Pana, podobnie jak wielu innych, zastanowi moje imię. Nadał mi je sam Generał, choć prawdopodobnie byłoby lepiej, gdyby ze względu na moją płeć dał mi na imię Raisa, po żonie, którą Gorbaczow tak bardzo kochał. To brzmi trochę paradoksalnie, że Generał, mój opiekun i ludzki ulubieniec, nazwał kotkę – swoją domową pupilkę! – imieniem kogoś, kto zburzył komunizm, co raczej predestynowałoby tę osobę do roli wroga. Ale proszę mi wierzyć, że Generał miał swoje powody. Podziwiał Gorbaczowa, podobnie jak Napoleona (człowieka, nie psa, oczywiście). Sam fakt, że takie dostałam imię powinien Panu wiele o Generale powiedzieć.
Wielka ironia w życiu Gorbaczowa polegała na tym, że upadek komunizmu nastąpił jako konsekwencja jego prób reformowania systemu, udoskonalania go, jak sam się wyraził. Czy to nie jest smutny los – kiedy człowiek dożyje czasów, w których dzieje się coś odwrotnego niż to, czego pragnął? Czasów, w których cały świat go podziwia za coś, do czego nie chciał doprowadzić? Czasów, w których mu ludzie klaszczą z powodu błędu? Teraz to może i wygląda zabawnie, ale tak naprawdę pełne jest tragizmu! W ten sposób obaj wierzyli, że komunizm można w jakiś sposób uratować i obaj skończyli przegrani. Gorbaczow jest niczym bohater komedii omyłek. Proszę tylko pomyśleć: jedna z najważniejszych politycznych przemian dwudziestego wieku zdarzyła się jako wynik błędu!
Gorbaczow bez wątpienia był wyznawcą. I Generał był wyznawcą. „Wiary nie nabywa się za pomocą rozumu… Rozumem bronić można czyn wiary, ale wyłącznie po czasie”, tak mniej więcej, o ile dobrze pamiętam, pisał Arthur Koestler. Myślę, że dla Generała, podobnie jak dla wielu innych wyznawców, głównym problemem była różnica między teorią i praktyką. Według nich komunizm wygląda dobrze tylko w teorii. Załóżmy na chwilę, dla dobra dyskusji, że i Pan jest prawdziwym komunistą (wyznawcą), który w pewnej chwili staje się świadomy „dewiacji”, do której dochodzi na płaszczyźnie praktyki. Jest Pan częścią struktury władzy. Myśli Pan, że może lepiej. Co Pan robi? Ruszy Pan, że tak powiem, z nieetycznymi środkami byleby tylko osiągnąć cel, a celem jest oczywiście polepszyć wszystkim życie. W imię społecznego dobrobytu i w zgodzie z makiawelistyczną zasadą, że cel uświęca środki, postąpiłby Pan okrutnie. Działając z pobudek wiary – to nie jest wytłumaczenie, tylko wyjaśnienie – i tak podpisuje Pan układ z diabłem – w tym przypadku z Moskwą. Później zaczyna Pan rozumieć, jakie są konsekwencje Pana działania i żałuje ich Pan. Ale jest już za późno. Czy może Pan odpokutować? Czy zasługuje Pan na litość? Powiedziałby Pan pewnie, że to zależy od okoliczności.
Zgodnie z moim kocim rozumowaniem, Generał jest być może jeszcze bardziej tragiczną postacią niż Gorbaczow. Nie tylko przegrał walkę, w której okrucieństwem polepszyć miał komunizm, ale też zniszczył swoją moralną wiarygodność, do czego nie doszło w przypadku Gorbaczowa. Generał jest tragiczny z jeszcze jednego powodu: publicznie przyznał się do porażki. Dziś wierzy, że komunizm jako idea przepadł, nazywa siebie socjaldemokratą i mówi, że mu się Polska podoba taką jaką jest. Jednak nigdy nie kajał się z powodu wprowadzenia stanu wojennego! Nigdy nie przyznał, że ta decyzja była zła. Przeciwnie, nadal twierdzi, że to był konieczny środek służący obronie Polski. Innymi słowy, nie zrobił najważniejszej rzeczy, jaką należało zrobić, żeby uchronić się przed procesem: przyznał się do porażki, ale nie wyraził żalu z powodu decyzji, która do niej doprowadziła. A to nie podlega wybaczeniu – przynajmniej w oczach połowy polskiego społeczeństwa. Nie ma wybaczenia, niech płaci za swoje grzechy!
Napoleon „komentuje” to bardzo zwięźle słowami „oko za oko”. Muszę powiedzieć, że w odróżnieniu od niego, nie wierzę, że demokratyczna Polska jest tak prymitywna. Proszę Pana! Mam świadomość, że brzmię teraz patetycznie, ale myślę, że Generał zasługuje na okazję, żeby wyłożyć wszystkie swoje racje. Wasza religia uczy, że każdy powinien mieć na to szansę. Z pewnością zadał Pan sobie pytanie, czy istnieje coś, co można byłoby powiedzieć w jego obronie. Proszę mnie poprawić, jeśli jestem w błędzie, ale czy to nie Generał umożliwił przeprowadzenie pierwszych wolnych wyborów, w których zwyciężyła Solidarność? No dobrze, niektórzy powiedzą, że tak naprawdę zmuszono go do udziału w obradach okrągłego stołu wiosną 1989 roku i zaproszenia Solidarności do współtworzenia koalicyjnego rządu. Ale jednak dobrowolnie ustąpił z prezydenckiego fotela. Zdaniem Generała triumf Solidarności możliwy był właśnie dzięki decyzjom, które podjął jeszcze w czasach stanu wojennego, ale i po nim.
Przy tym, swego rodzaju „kompleks pokolenia Solidarności”, tych, którzy w latach 80. byli młodzi jest głęboko zakorzeniony w społeczeństwie. Chcę powiedzieć, że i wobec ludzi, którzy siedzieli z Generałem za okrągłym stołem postępuje się dzisiaj jak ze zdrajcami. Polityka to sztuka kompromisu, a kompromis, który umożliwił Generał doprowadził do pokojowego przejęcia władzy. Jednak polityczny kompromis, dialog i konsensus – choć odegrały ważną rolę w latach 90. – nie są dostatecznie mocno ugruntowanym elementem tej kultury. Jeśli przypomnimy sobie przeszłość, nie będzie nam trudno to zrozumieć. Czego wy, ludzie, mogliście się w ogóle dowiedzieć o kompromisie, żyjąc w systemie totalitarnym? Ale obawiam się, że to jeszcze bardziej komplikuje przypadek Generała…
Zdaję sobie sprawę, Panie prokuratorze, że sprawiedliwość musi być, ale pytam Pana: co by było sprawiedliwe w przypadku Generała? Jak już spytałam na początku, czy naprawdę trzeba go stawiać przed sądem karnym jak jakiegoś rabusia czy mafioza? Jest Pan pewien, że ten proces zadośćuczyni zasadzie sprawiedliwości? Niektórzy eksperci w zakresie prawa zakwestionowali zasadność aktu oskarżenia przeciw niemu. Jaki skutek dla polskiego społeczeństwa będzie miał proces? Jak już mówiłam, Generał się nie sprzeciwia procesowi – widzi w nim możliwość opowiedzenia swoimi słowami tego, co uważa za prawdziwe, ponieważ ważny jest dla niego sposób, w jaki zapamięta go historia.
Zgodnie z oczekiwaniami, Napoleon bezwarunkowo wierzy w każde słowo Generała. Proszę zrozumieć, on sam jest raczej wojskowym typem. Ja jednak uważam, że jako intelektualistka zobowiązana jestem stawiać właściwe pytania. A główne pytanie brzmi: jaki jest cel tego procesu? Symboliczna sprawiedliwość czy opóźniona zemsta? Czy Generał sądzony będzie jako człowiek, czy może jako symbol? Formalnie oskarża się go o to, że stan wojenny wprowadził niezgodnie z prawem. Czy oczekuje się, że będzie to rytualne wypędzenie komunistycznego wampira, które pomoże społeczeństwu mentalnie wyjść z przeszłości? W tym sensie może byłoby dobrze przeprowadzić proces. Ale jeśli chce Pan być szczerym, musi Pan przyznać, że wszystko to jak dotąd głównie przypomina zemstę za dziesięciolecia komunistycznej władzy, ni mniej ni więcej. A zemsta to nie najlepszy motyw do działania. Pański urząd nie powinien brać w czymś takim udziału. Co mógłby Pan w ten sposób osiągnąć? Czy jest Pan pewien, że nie szukacie tym procesem kozła ofiarnego, bo sami nie wiecie, jak inaczej wyjść na prostą po niesławnej przeszłości?
Poza tym, należy wziąć pod uwagę, że Generał wyraził żal z powodu bólu, który swoją decyzją wyrządził wielu ludziom – według niego właściwą i jedyną możliwą. Biorąc pod uwagę Pańskie położenie, nie muszę Panu przypominać, że tak postąpić może tylko człowiek moralny. To nie jest bez znaczenia. „Przykro mi. Najbardziej boli mnie cena, którą społeczeństwo jako całość zapłaciło za tę dramatycznie ciężką decyzję oraz te przypadki, w których jednostki straciły życie”, powiedział. Musi Pan przyznać, że tylko człowiek charakteru może być w stanie wydać takie oświadczenie!
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie oczekuję, że ofiary wybaczą Generałowi, ale wierzę, że ważne jest, by społeczeństwo potrafiło okazać współczucie. Miarą tolerancji i mądrości polskiego społeczeństwa jest właśnie umiejętność bycia miłosiernym dla ludzi takich jak Generał. Dlaczego powołuję się na miłosierdzie? Dlatego że moim zdaniem to ważne, żeby społeczeństwo zrozumiało, że Generał już dawno został pokonany i że jego porażki nie trzeba ciągle udowadniać. Czy nie byłoby lepiej w tym przypadku okazać wielkoduszność i pozwolić mu dalej żyć pod moralną oceną? W sensie politycznym on już od 20 lat jest przegranym. Zostawcie go i pozwólcie, że ostateczny wyrok wyda historia. W ten sposób pokazalibyście miłosierną stronę polskiej władzy i społeczeństwa, które reprezentujecie. Pamiętam, co o całym problemie procesu powiedział Adam Michnik, dysydent, który za czasów władzy Generała skończył w więzieniu: „To jest kwestia dla historyków, pisarzy, duchownych, moralistów i spowiedników, a nie dla sądu.”
Coś jeszcze mnie martwi. Postawić Generała przed sądem karnym to po prostu poniżyć go. Przy czym, poniżając Generała, Polacy poniżyliby i samych siebie, i 45 lat własnego życia – jak dwoje ludzi po burzliwym rozwodzie. Być może z tego powodu wielu Polaków przyjmuje jego sposób argumentowania stanu wojennego jako „mniejszego zła”? Ci drudzy, którzy upierają się przy procesie wierzą może, że jego procesem odpokutują wszystkie swoje grzechy, kiedy w końcu zapadnie wyrok – jakby Generał nie był generałem, ale Jezusem. Uważa Pan, że to brzmi jak metafora? Jak jakiś mój literacki trik? Choć lubię literaturę, to tu nie ma na nią miejsca. Nie, w sprawie Generała odkupienie to kulturalna matryca tego społeczeństwa, które jest katolickie do kości. Niektórym marzy się odkupienie komunistycznych grzechów, ponieważ ono uwolniłoby ich od ich własnej odpowiedzialności za współpracę z reżimem. Czy Generał jest jedynym winnym wprowadzenia stanu wojennego? Nie. Setki tysięcy ludzi – ale skąd! dziesiątki milionów – wspierało reżim wojskowy i pomagało mu przynajmniej przez dekadę. Co się z nimi teraz dzieje? Nie każdy Polak był członkiem Solidarności. Pewnego dnia, kiedy zostanie wydany wyrok na Generała, pozostali będą mogli umyć ręce od niewygodnej przeszłości.
Co właściwie proponuję, mówiąc o tym wszystkim?
Przede wszystkim, proszę Pana, by decyzja, jakąkolwiek by nie była – podjęta została czym prędzej. Tym apelem nie sugeruję bynajmniej, żeby przerwał Pan proces, choć jasne jest, że to rozwiązanie uważam za najmądrzejsze. Myślę, że przedstawiłam argumenty wyjaśniające zasadność tej opcji, ale może uzna Pan, że nie są to argumenty dostateczne i zdecyduje kontynuować proces. Jeśli tak, to oczywiście proszę się nie wahać! Ale liczę, że nakaże Pan sędziemu, by przyspieszył proces. Generał naprawdę jest u kresu sił. Jeśli cała rzecz nie przyspieszy, to myślę, że nie ma możliwości, by dotrwał do końca procesu. Najbardziej się obawiam, że umrze zanim zostanie wydany wyrok. Oczywiście, jego śmierć byłaby dla mnie ciosem, jestem przecież jego kotką ulubienicą. Ale jego odejście przed wydaniem wyroku sprawiłoby społeczeństwu zgoła inny problem – nie pojawi się ostateczne zakończenie. Polacy oczekują od tego procesu, że zamknie on za nimi rozdział komunizmu. Wie Pan, jak zakończył się proces Slobodana Miloševicia w Międzynarodowym Sądzie w Hadze? Proszę mnie źle nie zrozumieć, w żaden sposób nie porównuję tej dwójki. Uważam, że nie może być mowy o zestawianiu Generała, tragicznej postaci, która wierzyła w komunizm i która w dobrej wierze podpisała pakt z diabłem oraz oportunistycznego manipulatora, agresora i zbrodniarza wojennego. Chcę tylko powiedzieć, że Milošević umarł przed końcem swojego procesu i dlatego Serbowie po dziś dzień nie zmierzyli się z własną odpowiedzialnością za wojnę w byłej Jugosławii. W Serbii do dzisiaj czuć klimat wyparcia, jakby Miloševicia i jego zabójczej nacjonalistycznej polityki w ogóle nigdy nie sądzono. Nie ma prawdy, nie ma sprawiedliwości, nie ma wniosków końcowych ani katharsis… niczego nie ma.
Dla dobra Polski wolałabym, żeby to się nie powtórzyło! Proszę pamiętać, że spoczywa na Panu wielka odpowiedzialność. Nawet Napoleon się w tym ze mną zgadza, choć nie jestem pewna, czy rozumie istotę problemu.
Tą prośbą żegnam się z Panem, z nadzieją, że nie zignoruje Pan mojego listu tylko dlatego, że miałam szczęście urodzić się jako kot, nie zaś jako człowiek.