Źródło: “VUS” poprzez “Yugopapir”
Autor: I. Podunajec
Data publikacji wywiadu: 11/1969
Przekład: oh (02/2021)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu
Uwaga: w oryginalnym tekście pojawia się sporo młodzieżowej nowomowy z końca lat 60. – jeśli ktoś zna język i interesuje się takimi perełkami, warto preczytać oryginał.
Nazywają się Czarny Mors, Nera, Kamilo, Broszka, Bonča, Żółta, Makrela… Są dziećmi dobrze sytuowanych rodziców. Śpią do jedenastej, potem chodzą na Plac Republiki, gdzie w jednej z kawiarni piją pojedyncze lub podwójne espresso. Przy Studni życia [Ivana Meštrovicia] zatrzymują się godzinę czy dwie, po czym ruszają do swojej „świątyni wolności” – kawiarni Opera. Są i inne „świątynie”, na przykład Džamfa (cukiernia na ulicy Nikolicia), willa Rebar, dwór Brezovica itd. Każde z tych miejsc w którymś momencie pęka w szwach.
Spędzają tak kilka godzin i zwykle w okolicach 15.00 rozchodzą się do domów na obiad. Wtedy właśnie tatuś wraca z pracy i nie ma sensu, żeby do stołu siadał bez swojego „syneczka” albo „córeczki”. Niedługo jednak bawią w więzieniu czterech ścian. O 17.00 są już z powrotem na mieście i do domów wrócą każdy w swoim czasie – ten czas wyznacza zwykle godzina odjazdu ostatniego tramwaju.
Patrząc z perspektywy mody – choć rzecz tyczy się i innych spraw – próbują zbliżyć się do swoich zachodnich rówieśników. Wąskie prążkowane spodnie, przylegające do ciała koszule w ognistych kolorach, garnitury podobne do wojskowych mundurów, specjalne buty, sukienki przy których zwykła mini wygląda jak kreacja wieczorowa, prześwitujące bluzki, prążkowane rajstopy – mówiąc krótko, „beat” i „mini” moda.
Czarny ma gęstą brodę i wąsy. Pozostali noszą długie włosy albo „szarmancką” bródkę. Jedynie Broszka ma porządnie obcięte włosy, ale zrekompensował je sobie baczkami, których nie powstydziłby się chyba żaden austro-węgierski oficer…
Niemal wszyscy zgadzają się, że dotąd żadna młoda generacja nie weszła w życie tak głośno i prowokacyjnie jak dzisiejsza. To pokolenie zadziwia świat swoim zachowaniem, sposobem ubierania się, rozmowami, a swoim działaniem burzy wszystkie zasady estetyki „starych”. Młodym zarzuca się apolityczność, bezcelowość, sceptycyzm, nihilizm, a nawet bakuninizm. Faktem jest jednak, że dzisiejsza młoda generacja jest „wielowarstwowa” – choć wszyscy oni są dziećmi naszego obecnego świata, różnice wewnątrz ich grupy są ogromne.
Ci, o których dzisiaj piszemy są być może tylko wyjątkiem – a może wcale nie. To zależy od tego, jak na nich spojrzymy.
Do Indii – z powodu narkotyków!
Siedzą z nonszalancją, rozwaleni w białych krzesłach na tarasie Opery i mówią o sobie. Zdaje się, że Nera była w tym towarzystwie najswobodniejsza:
– Dalej, ekipo, powiedzcie „frendowi” coś o sobie! Człowiek nas grzecznie pyta, wypadałoby coś mu odpowiedzieć. Ale nie możemy „spikać” o wszystkim – mówiąc to okręciła głowę w moim kierunku i kiedy przytaknąłem, odezwał się Czarny:
– No, spotykamy się tu prawie każdego dnia, od 11.00 do 14.00 i po południu od 19.00 do 21.00. Tu jest dobrze. Naszą zasadą jest zupełna wolność – wprawdzie jesteśmy w centrum miasta, ale nikt nam nie przeszkadza. Zawsze jesteśmy w ekipie. Dziewczyny, jeśli nie są z nami, siedzą tu naprzeciwko w swojej grupie.
I. PODUNAJEC: Powiedzieliście, że tu, na tarasie zasadą jest wolność. Jaka wolność?
– Wiesz, co to wolność. Nikt nie psuje spokoju. My nikogo nie zaczepiamy, a i nikt nie zaczepia nas. Na przykład cieszymy się patrzeniem na to, co wychodzi na światło dnia, kiedy kobiety w bardzo krótkich spódniczkach mini zarzucają nogę na nogę. Tu przychodzi głównie zmotoryzowana młodzież. Najlepiej, żeby samochód był marki Mini Cooper, Austin, MG, Triumph lub coś w tym stylu.
Mors:
– To prawda, że rzeczy z Zachodu przyciągają nas jak magnes. Palimy Kenty, Pall Malle, Lucky Strike’i, a dziewczyny czytają kobiece czasopisma – Grazię, Elle, Bazaar…
O czym najczęściej rozmawiacie?
Chłopcy:
– O „kociakach”, autach, muzyce pop, czasami o polityce, trochę filozofujemy.
Dziewczyny:
– O chłopakach, modzie, muzyce, „intymnych awanturkach”.
Wszyscy zgadzają się, że najwięcej radości przynoszą im podróże. Chłopaki najchętniej mieszkaliby w Indiach, podczas gdy dziewczęta bardziej przyciąga Zachód.
Nera:
– Marzę o sportowym samochodzie. Gdybym taki miała, podróżowałabym po świecie. Dokąd? Do Anglii, Francji, Skandynawii… Odwiedzałabym wszystkie kluby, miejsca spotkań młodych ludzi. Oczywiście chciałabym zobaczyć The Beatles i Rolling Stones.
Dlaczego męska część towarzystwa wybrałaby właśnie Indie? Skąd te pomysły, że chcieliby studiować indologię? To przez narkotyki – odpowiadają.
– Tam się z nich swobodnie korzysta i można żyć na haju – wyjaśnił Bonča. Założyłem, że chłopak swoim statusem finansowym zaniża średnią w grupie, bo brakowało mu butów i chodził na bosaka. Jednak szybko zrozumiałem, że to tylko jedna z jego hipi-sztuczek, bo chwilę później wyciągnął z kieszeni pudełko Pall Malli, które, mówiąc na marginesie, kosztuje jakieś 9 nowych dinarów.
I wy bierzecie?
– Nie wszyscy. Niektórzy poprzestali na spróbowaniu, a innym, jak to się mówi, weszło w krew. Kupujemy od obcokrajowców, od bitników. Do niedawna naszym łącznikiem był Chińczyk, ale co się z nim stało, to pewnie pan sam wie. Poza tym, łącznik nie jest nawet potrzebny. Oczy narkomana mówią wystarczająco wiele i one są najlepszym pośrednikiem podczas poznawania właściwych ludzi. Palimy haszysz, LSD rzadziej, bo ciężej je zdobyć. Kiedy nie mamy, bierzemy to, co wymyślili Belgradczycy. Robimy też dynamitowe koktajle.
Z tego wynika, że jesteście zwykłymi narkomanami.
– Nie jesteśmy. To może dziwnie brzmi, ale wszystko to robimy z nudów. Tak samo z czystej nudy jeździmy na wariata po ulicach, aż opony się palą, choć i to stało się już trochę nudne. Proszę sobie wyobrazić: nam już się nawet nuda znudziła. Czy to nie jest „funny”?
Dużo słyszałem o waszych imprezach. Wielu uważa, że w tym jesteście być może najlepsi w całej Europie.
– Słuchaj, hulanki to coś szczególnego. Wsiadamy w auta, zbieramy „kociaki” i jedziemy do któregoś mieszkania, oczywiście jeśli starzy (rodzice) są na weekendowym wyjeździe. Gramy w stokrotkę [nie mam pojęcia, co to za gra], butelkę, Hay King George [no idea]. Hay King George to jest coś specjalnego. Siada się przy stole, kręci butelką i ten, na którego wskaże szyjka rozbiera się. Zwycięzca gry pozostaje ubrany.
Nera zauważyła, że w modzie jest teraz męski striptiz i to do muzyki Raya Charlesa.
– To równouprawnienie. Dlaczego miałyby to robić tylko dziewczyny?
Bosonogi młodzieniec, na pytanie, czy tylko imprezują i organizują nocne seanse odpowiada:
– Nie, po 21.00 wychodzimy z Opery i idziemy do Taverny, Korčuli, całą watahą włóczymy się po mieście. Kiedy się znudzimy, jedziemy do Zagorja. Teraz to bardzo w modzie jechać do Sutinskich toplic. Tam jest taka jama, więc się kąpiemy. Jak? Na golasa, oczywiście. Przy dobrej ekipie nie ma się czego wstydzić. Nie, nie rozkłada się to jeden do jednego – „kociaków” jest zwykle mniej, ale to nie problem, co, chłopaki?
Tym razem śmiech był dowodem na to, że bosonogi mówi prawdę.
„FREE LOVE”
Myśląc o prawdzie i rewolucyjności przypomniałem sobie i im jedno porzekadło: „powiedzieć prawdę – to rzecz rewolucyjna!”.
– Powiedzieliśmy ci o tym, bo chyba masz mózg i nie napisałbyś tego wszystkiego. A rewolucja? Jesteśmy pacyfistami. Nic nas nie dotyka. Nie jesteśmy wyłączeni ze społeczeństwa i nie nienawidzimy go, po prostu, niech każdy pilnuje swojego interesu.
Powiedzcie, co dla was znaczy słowo demokracja?
Czarny:
– Chciałbym usiąść tam, gdzie mi się podoba, powiedzmy na środku ulicy i żeby nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Żółta:
– To usiąść przed Operą i palić sobie tak, żeby nikogo to nie obchodziło.
O Trybunale Russella w Sztokholmie słyszało tylko dwoje z nich: bosonogi, który niedawno wrócił ze Szwecji i jeden student Wydziału Filozoficznego. „Free love” (wolna miłość) jest dla nich całkowicie normalna.
Nera:
– To piękna sprawa. Ale wydaje mi się, że jeszcze nie dla nas. Skandynawowie tak, ale my w żadnym wypadku. Jesteśmy tu jeszcze w tyle, podobnie zresztą jak w innymi kwestiach, które na Zachodzie są w centrum zainteresowania młodych ludzi. Jestem za małżeństwem, ale dopiero po tych szalonych latach. Marzy mi się „małżeństwo w dżinsach”.
Pytam, co to jest i Nera z miejsca wyjaśnia!
– Widzisz, to znaczy i dalej iść z mężem na tańce, do Opery, na hulanki…
I te same zabawy?
– Tak, choć to zależy od partnera.
Skoro już jesteśmy przy tym temacie, powiedzcie mi dziewczyny, jacy mężczyźni wam się podobają?
– Piękni brzydale, wiesz o co chodzi? Jak Belmondo czy Eddie Constantine. Lubimy szorstkich typów, którzy są w miłości łagodni, ale przenigdy nie są pantoflarzami! Z naszych podobają nam się Relja Bašić, Bekim Fehmiu i Lado Leskovar.
Czy często uciekacie od pustki tego życia?
– Tak, dużo podróżujemy. Czarny i jego ekipa do Belgradu, pozostali nad morze, do Słowenii, Włoch. Z Włoch najczęściej przywozimy modowe nowości albo szaleństwa, jeśli pan woli. Pozostając ciągle w jednym miejscu, oszalelibyśmy.
A jutro, czy jutro dla was nie istnieje?
– Nie. Istnieje tylko dzisiaj. Wszystko inne nie jest ważne. Jesteśmy egzystencjalistami, hedonistami i epikurejczykami. Jesteśmy wszystkim, ale jednocześnie i wielkim NIC. Gdybyśmy to my byli przy władzy, panowałby pokój, nikt by na nikogo nie zwracał uwagi, wszystko byłoby dozwolone, co jednak też nie byłoby dobre. Kiedy brakuje nam dynamiki, a człowiek musi być dynamiczny, jest nam nudno i to nie jest fajne. Nie reprezentujemy sobą niczego, o czym warto byłoby wspomnieć. Tym niedorosłym półgłówkom, którzy widzą w nas idoli, pokazujemy plecy. Naprawdę nas dziwi to, że oni w naszej NICOŚCI widzą COŚ. Radzimy im, żeby poszli w diabły!
To jest, proszę, tylko jedna niewielka część naszej złotej młodzieży. To są, tak ich mogę nazwać, małe dzieci wielkich rodziców. Dziewczyny i chłopcy od 15. do 23. roku życia. Młodzież, która pragnie „pieniędzy zamiast nędzy”, osiągnąć sukces po linii najmniejszego oporu, pić na cudzy rachunek i jeździć szaleńczo po ulicach, dla której [Ivica] Šerfezi to „narodowy” piosenkarz, a „beat” jest martwy (zachwycają się Otisem Reddingiem, Wilsonem Picketem i Percym Sledgem). Młodzież, wśród której co trzecia czy czwarta osoba posiada samochód („Kto ma auto, ma wszystko” – Nera), dla której emancypacja to równouprawnienie w rozbieraniu się.
To część młodzieży, która traci swoje JA w różnych „świątyniach wolności”. To są dzieci z „dobrych” domów, finansowo świetnie sytuowanych, a jednak pozostawione ulicy. Czy zatem może dziwić, że ich „poszukiwania” często kończą się w kryminale i psychopatii?
Niby-licealiści i niby-studenci, których ruchy ograniczają się do Opery, hulanki, tańca, gry w karty, kina. To jest naprawdę wielka wataha, w której prawdziwa przyjaźń łączy tylko dwoje ludzi, a z reszty robi znajomych. To młodzież, która każdego dnia na nowo pyta: „A co będziemy robić dzisiaj?”
Gdzie szukać powodów tego braku idei, braku zainteresowania, tego sprzeciwu wobec społeczeństwa? Odpowiedź jest złożona. Być może jest to spontaniczny protest przeciwko społeczeństwu, które młodym ludziom nie zapewniło odpowiedniego dla nich miejsca. A może patrzą na dorosłych i uczą się na ich przykładzie, przyjmując ideę „starych” za własną: „Wchodź przez małe drzwi i idź zawsze po linii najmniejszego oporu!”.
Która z tych odpowiedzi jest właściwa, o tym niech zdecydują socjologowie i psychologowie. Faktem jest jednak, że ta część młodej generacji, która ma dużo większą swobodę od wszystkich wcześniejszych, nie może żyć poza społeczeństwem – po prostu dlatego, że stanowi jego część. Żalą się na zbyt małą liczbę klubów z szafami grającymi, klubów, w których się pali, pije, tańczy lub słucha muzyki, na brak terenów sportowych dla młodych, gdzie mogliby grać w tenisa albo mini golf…
To jest młodzież, która szuka samej siebie, a społeczeństwo nie pomaga jej dość dobrze. Nie zapominajmy, że bez kompromisów nie ma społeczeństwa. Oni rozumieją, że w którymś momencie utkną – niektórzy już utknęli. Młodzi mężczyźni wyjeżdżają na Zachód i wracają wzbogaceni „nowymi dobrami kultury zachodniej”, a dziewczyny jeżdżą do Włoch, Francji, Anglii, gdzie pracują jako modelki, przewodniczki, statystki i cierpliwie czekają na swojego „księcia” – nie na koniu, ale z grubą książeczka czekową.
To smutne, że większość ich rodziców nie ma pojęcia jak żyje ta młodzież, podczas gdy pozostali albo wzruszają ramionami z rezygnacją, albo „rozumieją” młodych.
Na końcu należy powtórzyć raz jeszcze: rzecz dotyczy zaledwie małej części naszego młodego pokolenia.