Press "Enter" to skip to content

Oda do morza: zostawcie je w spokoju
TEKST IVO ANICIA [2021]

Źródło: Portal Lupiga
Autor: Ivo Anić
Data publikacji oryginalnego tekstu: 31/08/2021
Przekład: oh (09/2021)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu

:

 

Zabierz mnie nad morze, a urządzisz mi upojne święto o radosnych świtach i niepewnych zmierzchach, moje pragnienie morza skupiało się i rosło z moimi dziadkami, gwałtowne jest we mnie jak eksplozja, i kamienne mury, które wyrosły z wody, i wieczna muzyka jego fal, szemrzących skałek, wszystko to jest dla mnie morzem, pisał Ivo Andrić w swoich Opowieściach o morzu.

Wszystko to jest morzem, miejscem, gdzie życie i śmierć stapiają się w jedno. W granicę na horyzoncie. Waitapu. Honore de Balzac mawiał, że kobieta zna twarz ukochanego jak marynarz zna otwarte morze i każdą jego zmienną, ponieważ, jeśli raz oczaruje cię morze, na zawsze pozostajesz w modrej bruździe zadziwienia, w tej mistycznej i dzikiej urodzie kryjącej wszystkie tajemnice świata, które – wydaje ci się – zdołasz uchwycić, jak tylko sie ze znojem w tej słoności wymiesza i krew, i woda, zlewając wszystko w jednorodny nurt myśli.

Człowiek rozmyśla o sobie, kiedy patrzy w morze, ponieważ morze jest jak życie, zawsze niespokojne i zawsze w ruchu. Rybacy wiedzą jak niebezpieczne jest, dlatego podchodzą do niego z szacunkiem. Ich poczty dyskretnie oznaczone są sygnałami, które nie zakłócają jego spokoju i nakazów. Morze i gwiazdy to ten sam mianownik, wiecznie w ruchu, wiecznie w elipsie, dlatego wspólnie oddychają, a księżyc morzu napełnia płuca, rodząc przypływ, który zakrywa skały – zdziwienia dość jest dla wszystkich ryb i wszystkich ludzi.

I my jesteśmy jak te skały, które czekają na przypływ. Znieruchomieni, wypełnieni tęsknotą, nigdy dość pewni siebie, stoimy przed sądem morza, które nie lubi, gdy się je oswaja, które lubi, kiedy się na nie czeka, kiedy się je szanuje.

Kobiety marynarzy znają te czekania, czekania wypełnione tęsknotą, która paruje i oddycha, która jest obecna i wieczna. Kobiety marynarzy są jak kotwice, splecione na dnie, na morskiej falującej polanie i każdy marynarz będzie się mocno trzymał swojej miłości w wiecznym dzieleniu, dzieleniu jej z morzem.

Człowiek nigdy nie zdobył morza. Morze pozwoliło człowiekowi spacerować po swoich plecach i grzbiecie, morze przyzwyczaiło się do statków, ale nigdy nie pozwoliło zwątpić w wielkość swojej miłości, ani w moc niebezpieczeństwa, które się w nim kryje. Morze rozdzieliło kochanków w wiecznej tęsknocie, kiedy jeden z nich znalazł się w morskim uścisku, żeby jak maleńka łza wiecznie przeczył grawitacji, która dla morza nie ma znaczenia. Inne morze z zazdrością patrzy, pilnując tego pierwszego.

Morze pozbawione jest dotyku.

Platon zrozumiał morze, jego ludzką naturę, dlatego podarował mu ludzi, którzy po nim pływają – mówił, że na świecie są ludzie żywi, martwi i marynarze. A marynarze od zawsze wiedzieli, skąd przychodzą i do którego portu zmierzają, ponieważ, w przeciwnym razie żaden wiatr nigdy by im nie sprzyjał. Kil, genua i stępka nigdy dla marynarza nie były statkiem – statkiem jest to, czego te rzeczy potrzebują, a statek dla marynarza pozostaje czystą wolnością, odłamanym fragmentem duszy, który napina żagle, wsuwa się w liny i zasypia.

Mijają dni, wiatr dzieli się z tobą swoją dzikością, a ty zaczynasz rozumieć, że wszystkie twoje rany pozostają w wiecznej opozycji i że z czasem zabliźnia je tylko sól. Słony świat, który jest ludziom wielki, a w porównaniu do wszechświata maleńki i święty. I tu, w modrej niebieskości, giną tajemnice, giną i oni, którzy te tajemnice znają i szanują, a to są ludzie morza, rybacy, marynarze, żeglarze, nurkowie…

Morze wie, kiedy się je bezcześci, kiedy ludzka wiara zstępuje do niego i morze tego nie chce – niczego ludzkiego, ni ludzkich kości, ni chorągwi, zardzewiałych szabli i krzyży. A tego lata to właśnie zrobiliśmy – pozwoliliśmy ludziom bezcześcić morze bez odrobiny szacunku. Turyści. Tysiące turystów, z tysiącami ton swojego ludzkiego śmietnika. Plastiku. Metalu.

A morze milczy i czeka. Czaka aż wyjadą.

Bo morze to wiara, morze jest samo dla siebie religią i morze nie ma w sobie niczego ludzkiego, prócz statków o otwartych brzuchach, które spoczęły w nim na zawsze. Bo morze się nie stara i niczego nie udowadnia, morze się szanuje, morza trzeba się bać i morze trzeba kochać czystym sercem i kryształową duszą, wtedy morze oddaje, morze rozumie i daruje nową wiarę, nową religię, nowy krzyż. I to wiedzą ludzie morza i ci, który z morzem i z morza żyją.

Morze nie potrzebuje nowych krzyży. Życie z morzem to wystarczający krzyż.

Dlatego nie bezcześćcie nam morza. Tej ostatniej czystej tajemnicy, która oddycha. Tej ostatniej kostki kryształowego spokoju, do której jeszcze nie dotarliście, żeby ją zakłócić swoimi ludzkimi przyziemnościami. Swoimi bałwochwalstwami, swoim aroganckim nierozumieniem morza. Zostawcie nam tę ostatnią twierdzę.

Ostatnią granicę, za którą was nie ma. Was – nieodpowiedzialnych turystów. Z każdym zanurzeniem znikacie i zaczyna się cisza. Zaczyna się to pierwotne poszanowanie dla morza. To, czego wy nigdy nie będziecie mieli.