Źródło: portal Lupiga
Autor: Vid Jeraj
Data publikacji wywiadu: 5/07/2016
Przekład: oh (07/2021)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodałam w tłumaczeniu
Uwaga: z tekstu usunęłam pytanie dotyczące przekładu tytułu książki na chorwacki (figa – smokva) – jeśli ktoś zna język i jest ciekaw przekłdowych zakamarków, to zapraszam do tekstu źródłowego.
Goran Vojnović (ur. 1980 w Lublanie) jest reżyserem, scenarzystą i nagradzanym pisarzem. Dotychczas wydał trzy powieści: Czefurzy, raus! (tłum. Tomasz Łukaszewicz, wyd. Międzymorze), Moja Jugosławia i Figa (obie w tłumaczeniu Joanny Pomorskiej i opublikowane przez Wydawnictwo Akademickie Sedno).
W 2010 roku ukazał się wybór felietonów, jakie Vojnović pisze dla słoweńskiego czasopisma „Dnevnik”.
W Polsce Moja Jugosławia zdobyła Nagrodę Angelusa (2020), Figa zaś znalazła się w wąskim gronie nominowanych do tejże (2021).
Nagradzany słoweński pisarz i reżyser Goran Vojnović na początku kwietnia [2016] opublikował swoją trzecią powieść. Figa opowiada o niemożności kochania i nawiązywania międzyludzkich relacji w państwach, którym minął „termin ważności”. Mimo kilku wznowień, jego pierwsza powieść Czefury, raus! kompletnie się wyprzedała – a przy okazji sprowokowała słoweńską policję, która oskarżyła pisarza o znieważenie. Książka została zaadaptowana na scenę i z sukcesem wystawiona, następnie zaś powstał na jej podstawie pełnometrażowy film wyreżyserowany przez samego Vojnovicia. Poza tym za Czefurów… autor uhonorowany został Nagrodą Kresnik.
Jego druga powieść, Moja Jugosławia, również stała się bestsellerem i również nagrodzona została Kresnikiem. O ostatniej powieści znawcy pisali jak o najlepszych wyczynach słoweńskiej prozy, a w krytycznych tonach jego felietonów – wszak Vojnović jest felietonistą gazety „Dnevnik” – rozpoznali echo twórczości Jonathana Franzena.
Swoją ostatnią książkę [mowa o Fidze] przedstawiłeś jako rodzinną epopeję trzech pokoleń. Dlaczego wcześniejsze książki, którym problematyka relacji społecznych była równie bliska – pierwsza opowiadała o tożsamości imigranta, druga o relacji z ojcem i ojczyzną – nie mogły w równiej mierze być właśnie tym?
Nie tylko mogły, ale i w pewien sposób tym właśnie są, ponieważ każda opowieść o rodzinie jest rodzinną epopeją, bez względu na to, jak daleko wstecz – pokoleniowo czy czasowo – byśmy się nie cofali. Czytelnik wyczuwa tę rodzinną przeszłość i w ten czy inny sposób ją interpretuje. To, co różni moją najnowszą powieść od Czefurów… i Mojej Jugosławii to fakt, że tu rodzina stoi na pierwszym planie, a traumy społeczne – rozpad kraju, wygnanie, wymazywanie – zepchnięte są do roli tła. Figa to przede wszystkim powieść o miłości, a dopiero potem powieść o tym, że w tych naszych turbulentnych zakątkach miłość zawsze pojawia się w kontekście czasu, naszych społecznych trzęsień ziemi i niepokojów. Niestety, nie możemy naszych opowieści, nawet tych miłosnych, przekazać w oderwaniu od historii i dlatego często są one trudne do przetłumaczenia, pozostają niezrozumiałe. Ale jest w tym również jakiś szczególny rodzaj piękna.
Powieść Figa mówi o granicach między ludźmi i narodami, na co wskazuje już prolog powieści intonowany spotkaniem komisarza Rista Majanovicia z leśniczym Aleksandrem Đorđeviciem… Ten temat pojawił się wcześniej w pańskim krótkim metrażu Piran/Pirano z 2010 roku. Dlaczego uważa Pan go za intrygujący na tyle, żeby powrócić do niego w najnowszej książce?
Tu nie chodzi o intrygę, ale o dziedzictwo. Moi przodkowie przybyli z Galicji do Bośni, niektórzy ruszyli dalej, do Brazylii, a inni zostali, żeby później przeprowadzić się na Istrię, a stamtąd do Słowenii. Inni przodkowie zapuścili w Bośni korzenie, tu mieli swój kraj, z którego później zostali wygnani… Ja, zbiegiem okoliczności, urodziłem się w obcym kraju, który uczyniłem własnym – z przekory, ponieważ nie godziłem się na bycie obcym. Odrzuciłem postawę, zgodnie z którą Słowenia i słoweńska kultura należą do kogoś bardziej niż do mnie, a słoweński język komuś może znaczyć więcej niż mnie. Ale zostało we mnie to moje odziedziczone czefurstwo [czefurami nazywa się w Słowenii imigrantów z innych republik danej Jugosławii] i poczucie przynależności do szerszego świata, który przekracza i forsuje wszystkie granice, szczególnie zaś granice tego państwa. I pozostało mi rozumienie tych granic jako boleśnie wrzynających się w moją rzeczywistość.
Akcja powieści rozgrywa się w Lublanie i na Istrii, ale też w Egipcie i Bośni, w Pańskich uporządkowanych toposach i w stałych epitetach Pańskiego stylu. Powieść rozpoczyna się we wrażliwym, tak dla FNRJ/SRFJ [Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii] jak dla USA, roku 1955, w okresie socjalizmu i Jugosławii. Jaki jest Pana osobisty stosunek do tej przeszłości i w jaki sposób patrzy Pan na zjawisko jugonostalgii?
Ta przeszłość, zarówno jej dobre, jak i złe strony, są w pewnej mierze również częścią mnie samego i to wszystko. Kultura jugosłowiańska jest moją kulturą, wychowywałem się w niej, moi rodzice byli i pozostali Jugosłowianami. Ale nie jestem nostalgiczny, nie chciałbym wrócić do tamtych czasów, ani też nie kultywuję w sobie jakichkolwiek uczuć w stosunku do państwa jugosłowiańskiego czy socjalizmu. Czy wolałbym mieszkać w państwie, w którym używałoby się obu moich języków i w którym znajdowałyby się wszystkie moje miasta zamieszkiwane przez moich najbliższych? Tak. Ale dawno już pogodziłem się z faktem, że istnienie takiego państwa nie jest możliwe. To, co się rozpadło, musiało się rozpaść. Źle się działo w państwie, które wydało na świat z jednej strony takie persony jak Slobodan Milošević i Franjo Tuđman, a z drugiej zachwycone nimi narody. Podobnie jak źle się dzieje w dzisiejszej Europie, jeszcze jednym państwie, które rozpada się na naszych oczach. Mam wrażenie, że niedługo będę odpowiadał na pytania, czy czuję euronostalgię, a moje odpowiedzi przypominać będą tę, której właśnie udzieliłem.
Jak określiłby Pan w tym momecie swój zawód – jest Pan pisarzem, powieściopisarzem…?
Przede wszystkim jestem opowiadaczem. Nie odczuwam potrzeby pisania, ale odczuwam wielką potrzebę opowiadania swojej historii. Opowieść z mojej ostatniej powieści latami składała się w mojej głowie i póki nie była gotowa, nie siadałem do pisania i nie brakowało mi tworzenia literatury. Pisałem tylko felietony.
W swojej powieści Prawiek i inne czasy polska pisarka Olga Tokarczuk wprowadza pasaże stojące na pograniczu snu, by w ten sposób przeciwstawić narracji jeszcze jeden poziom językowy. Wydaje mi się, że w Fidze próbuje Pan zrobi coś podobnego z językiem chorwackim.
Dla mnie dwujęzyczność jest naturalna, żyję nią i ona po prostu znajduje dla siebie miejsce w większości moich tekstów. Przychodzi z przestrzenią, z bohaterami, z sytuacjami. W swojej drugiej powieści, Moja Jugosławia, ostatecznie przetłumaczyłem dialogi na język słoweński – niektóre fragmenty rozwlekły się na ponad trzy strony, przez co ich lektura mogłaby sprawić trudność słoweńskim czytelnikom. Tym razem tego nie zrobiłem i wydaje mi się, że tak jest lepiej. Że język i przestrzeń książki lepiej się przenikają, że w powieści pojawiają się określone słowa, które niosą w sobie nieprzetworzony dźwięk Istrii czy Bośni. Na marginesie, wykorzystany w powieści język, który Pan nazwał chorwackim, mimo że jest tu i ekawica, i turcyzmy, ja w powieści nazywam naszym. To jest język, którym w powieści mówią i Serbowie, i Chorwaci, i Bośniacy, język, który się kiedyś nazywał serbskochorwacki i który rozpadł się razem z państwem, którego był oficjalnym językiem. To jest mój język ojczysty, który już nie istnieje, ponieważ ja nie mówię ani po serbsku, ani po chorwacku, ani po bośniacku. Może dlatego właśnie wplatam go w swoje książki. Na złość szaleństwu, które dzieli język, z pomocą którego się wszyscy kochamy.
Czym jest dla Pana wolność? To odwieczne pytanie, które na swój sposób dookreśla zmiany w sposobie myślenia, definiuje dokonującą się emancypację w sposobie przeżywania świata, a nawet polityki. Z tym wiąże się również kwestia rodziny, która jest punktem odniesienia dla wszystkich bohaterów Pana książek.
Ja przede wszystkim nie wierzę w wolność w taki sposób, w jaki wierzy w nią współczesny świat. Wydaje mi się, że jesteśmy pochłonięci czymś, za czym możemy tylko tęsknić. Rodzimy się niewolni i niewolni umieramy, każda nasza relacja – rodzinna, przyjacielska, miłosna – na swój sposób nas ogranicza, a jednocześnie świat postawił nam wolność osobistą jako największą wartość. Dlatego człowiek stale znajduje się na rozdrożu między tym, jak żyje i jak żyć powinien, żeby jego istnienie miało sens. Wszyscy tęsknimy za całkowitą wolnością, ale to jest tylko inna nazwa samotności. A samotność jest chorobą naszego świata.
Jakie są stosunki między Słoweńcami i Bośniakami w Pańskich książkach? Czy ich relacje czytać można jako rodzaj socjalnej dynamiki w Słowenii?
W Słowenii wiele wyczytać można ze stosunków Słoweńców i Bośniaków. To jest relacja, która pozostaje w wiecznej fluktuacji między tolerancją, pokrytą głównie słabymi żartami oraz źle skrywaną pogardą, tak z jednej jak z drugiej strony, aż do otwartego nieznoszenia się, w którym bośniaccy czefurzy zostają uznani za „public enemy number one”. Obawiam się, że po latach znoszenia się znowu otworzyliśmy sezon polowania. Bo znowu potrzebny nam jest „ten drugi”, ktoś, kto będzie winny wszystkiego – nawet jeśli by serbska mafia miała nagle okazać się być winną islamizacji. Fala uchodźców, która przeszła przez Słowenię w połączeniu z sytuacją, jaką obserwujemy na świecie przebudziła w ludziach strach, który w wyraźny sposób zmienia klimat społeczny. W swoich książkach, szczególnie w Czefurzy, raus!, zajmowałem się tą relacją, stereotypami, szowinizmem zarówno jednej, jak i drugiej strony. W Fidze poruszam te kwestie tylko w małym fragmencie książki, skupiając się na skrywaniu głębokiej nietolerancji i braku szacunku za fałszywą przyjaźnią, na odgrywaniu braterstwa i jedności. To jest coś, do czego, jak sądzę, jeszcze wrócę. Ta szowinistyczna farsa, jugosłowiański mit przyjaźni, za którym kryje się szczera nienawiść. Tych rodzajów przyjaźni w naszych państwach jest wciąż jeszcze bardzo dużo i według mnie są one czymś najobrzydliwszym, co można w nich znaleźć.