Źródło: Peščanik.net
Autor: Marko Milanović
Data publikacji tekstu: 07/03/2022
Data przekładu: oh (02/2023)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodałam w tłumaczeniu
Kontekst: tekst Milanovicia opublikowany został w reakcji na belgradzki marsz poparcia dla Rosji po jej ataku na Ukrainę w lutym 2022 roku. Co istotne: w Belgradzie odbywały się w tym czasie również protesty antywojenne (mniej liczne, gwoli ścisłości), a poparcie dla Putina – świetnie zdiagnozowane w poniższym tekście – nie jest bynajmniej postawą stanowiącą wspólny mianownik dla wszystkich Serbów. Pisałam o tym trochę tu.
Marko Milanović – prawnik, profesor prawa międzynarodowego na Uniwersytecie w Reading, redaktor „European Journal of International Law” (więcej przeczytasz, klikając tu)
Z inicjatywy organizacji prawicowych 4 marca [2022 roku] w Belgradzie odbył się marsz poparcia dla Rosji i jej inwazji na Ukrainę. Podczas gdy Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjmowało rezolucję potępiającą rosyjską agresję na Ukrainę większością 141 głosów (jest w tu i głos Serbii), z 35 głosami wstrzymującymi się i 5 przeciw (Rosja, Białoruś, Korea Płn., Erytrea i Syria), kilka tysięcy osób brało udział w belgradzkim marszu. Podczas gdy na całym świecie odbywają się masowe protesty antywojenne, w Belgradzie organizują je tylko Kobiety w Czerni [Žene u crnom]. Podczas gdy na marszu poparcia dla Rosji tysiące ludzi skandują „Kosowo to Serbia, Krym to Rosja”, reżim Vučicia udaje umiarkowanie. O tabloidach i mediach społecznościowych nawet nie mam siły wspominać.
Ten slogan – Kosowo to Serbia, Krym to Rosja – najlepiej oddaje charakterystyczną dla sporej grupy Serbów umiejętność hodowania w głowie dwóch przeciwstawnych idei. Są oni z jednej strony przekonani, że NATO nie miało prawa napaść na Serbię w 1999 roku, a co za tym idzie Kosowo nie miało prawa uniezależnić się od Serbii, a z drugiej wierzą, że Rosja miała prawo najpierw odebrać Ukrainie Krym, a teraz napaść ją w celu przejęcia władzy. Prawda jest taka: rosyjska inwazja na Ukrainę jest tak samo sprzeczna z zasadami prawa międzynarodowego, jak bombardowanie Serbii przez siły NATO w 1999 roku czy amerykańska inwazja na Irak w 2003 roku.
To są przykłady agresji, a obecna sytuacja w Ukrainie jest wśród nich najbardziej oczywistym. Nie istnieje ani jeden wystarczający argument prawny, z pomocą którego udałoby się wytłumaczyć rosyjską napaść na Ukrainę. Państwa nie mogą się nawzajem napadać tylko dlatego, że jedno widzi drugie jako potencjalne zagrożenie. Argument Rosji, że Donieck i Ługańsk stały się niepodległymi krajami i swoimi działaniami wspiera ona ich samoobronę, nie jest nawet w najmniejszym stopniu akceptowalny. Samoobrona musi być konieczna i proporcjonalna, a inwazja na całą Ukrainę i próba zmiany tamtejszej władzy zwyczajnie taka nie jest. Dziesiątki akademickich organizacji prawa międzynarodowego potępiły w tych dniach rosyjski napad na Ukrainę, wprost nazywając go agresją. Stwierdzenie, że ten napad jest niezgodny z prawem to fakt tak samo obiektywny jak to, że niebo jest niebieskie, że ziemia kręci się wokół słońca albo że dwa i dwa to cztery.
Jeśli w sprawie Kosowa powołujemy się w Serbii na prawo międzynarodowe, to musimy być konsekwentni i potępiać łamanie tego prawa w innych przypadkach. To, że zachodnie siły same działały niezgodnie z międzynarodowym prawem – przede wszystkim w przypadku ataku na Irak, który doprowadził do śmierci setek tysięcy osób – z pewnością podkopuje ich zdolność potępiania Rosji. Taka krytyka, przynajmniej w przypadku Ameryki i Wielkiej Brytanii, jest oczywiście w dużej mierze obłudna. Ale to, że Ameryka i Wielka Brytania łamały prawo międzynarodowe nie może być usprawiedliwieniem dla Rosji, która robi to samo (lub coś jeszcze gorszego). Jeśli ktoś zabije albo zgwałci i uda mu się uniknąć kary, to nie znaczy, że akty morderstwa czy gwałtu nagle stały się moralnie czy prawnie usprawiedliwione.
Powiem krótko: nie istnieje ani jeden moralny czy prawny powód, dla którego atak NATO na Serbię podlegał surowej ocenie, a rosyjski na Ukrainę może zostać usprawiedliwiony. Żaden. Ludzie, którym w jakiś sposób udaje się uchronić od dysonansu poznawczego – którzy jednocześnie hodują w głowie przeciwstawne myśli („Kosowo to Serbia, Krym to Rosja”) i usprawiedliwiając Rosję, potępiają Zachód – zwyczajnie uciekają się do różnych, pozbawionych sensu, racjonalizacji. Ludzie ci do swoich poglądów nie doszli rozumem, prowadzeni zasadami moralnymi lub prawnymi, ale emocjami. Serbscy „rusofile” tak naprawdę wcale nimi nie są – nie lubią rosyjskiej kultury, języka, potraw, muzyki czy literatury. Ogromna większość z nich nigdy w Rosji nie była, po rosyjsku nie mówi, barszczu ani szczi nie jada, Sołżenicyna nie czyta, a i Czajkowskiego nie słucha. Ich logika jest emocjonalna i tożsamościowa. Jest zwyczajnie prosta i po prostu perwersyjna. Broniąc Rosji, serbscy „rusofile” tak naprawdę bronią silniejszej wersji i wizji samych siebie i Serbii. Rosjanie to tylko wielcy Serbowie, a tak samo prawosławni i tak samo bliscy nam kulturowo Ukraińcy stają się czymś innym – czymś, co jest nam obce. A ponieważ zły Zachód i NATO wtedy napadli na nas, a teraz trzymają z Ukrainą, to znaczy, że Ukraina jest zła, a Rosja dobra.
To wszystko. Dalsze dumanie jest niepotrzebne.