Press "Enter" to skip to content

W 25. ROCZNICĘ ŚMIERCI DANILA KIŠA TAMARA NIKČEVIĆ ROZMAWIA Z FILIPEM DAVIDEM [2014]

Źródło: Peščanik
Autorka: Tamara Nikčević
Data publikacji wywiadu: 16/10/2014
Przekład: oh/2018
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu

Filip David (ur. 1940) to pisarz, eseista i scenarzysta (m.in. współtwórca scenariusza do filmu Beczka prochu). Legendą owiana jest zażyłość między Filipem Davidem, Mirkiem Kovačem, Danilem Kišem i Borislavem Pekiciem uznawanymi za największe postaci jugosłowiańskiej literatury. Urodził się w Kragujevcu, od lat mieszka w Belgradzie.
Danilo Kiš (ur. 1935, zm. 1989) był pisarzem, poetą i tłumaczem z języka francuskiego, rosyjskiego i węgierskiego. To jeden z czołowych twórców i intelektualistów jugosłowiańskich. Matka Kiša pochodziła z Czarnogóry, ojciec zaś był węgierskim Żydem. Danilo Kiš większą część dorosłego życia spędził w Belgradzie, z którego wyprowadził się do Francji 10 lat przed przedwczesną śmiercią.

 

Dokładnie dwadzieścia pięć lat temu, po ciężkiej chorobie zmarł w Paryżu Danilo Kiš. Jego bliski przyjaciel, belgradzki pisarz, Filip David opowiada o poetyce Kiša, głośnej pod koniec lat 70. aferze literackiej, którą wywołała publikacja Grobowca dla Borysa Dawidowicza oraz o niezwykłym pokoleniu jugosłowiańskich pisarzy, do którego obok Kiša i Davida należeli również Mirko Kovač i Borislav Pekić.

TAMARA NIKČEVIĆ: „Danilo Kiš był pisarzem bardzo zakorzenionym, ale też całkowicie kosmopolitycznym, co stanowi zadziwiającą kombinację” – to słowa Susan Sontag. Co Pan o tym myśli?

FILIP DAVID: Kiš nigdy nie postrzegał siebie jako pisarza jednej z jugosłowiańskich literatur; odrzucał ten rodzaj przynależności. Powiedziałbym, że czuł się Środkowoeuropejczykiem, choć i Środkową Europę odczuwał jednocześnie jako centrum bogatej, inspirującej kultury oraz polityczny ośrodek współczesnego rasizmu, który na świat wydał nazizm i Hitlera. Kiša prześladowała i niepokoiła ta trudna dwoistość, która w jego „cyklu rodzinnym” [cykl tworzą wczesne powieści Kiša: Wczesne smutki, Ogród, popiół, Klepsydra] posiada zarówno osobisty, jak i kosmopolityczny element.

Skoro już wspomniał Pan o nazizmie, w książce Birth Certificate. The Story of Danilo Kiš [Akt urodzenia. Historia Danila Kiša] Mark Thompson twierdzi, że Kiš nigdy nie powiedział jakoby jego ojciec został zabity w Auschwitz; pisarz mówił tylko, że ojciec „zniknął”.

Do ostatnich chwil Danilo nie chciał zaakceptować faktu, że jego ojciec został zabity w nazistowskim obozie. Dla Kiša on po prostu nigdy nie umarł; jako niezapomniana postać, ojciec pozostał żywy w literaturze syna.

Jako Eduard Sam [centralna postać książek wchodzących w skład wspomnianego wyżej „cyklu rodzinnego”]?

Właśnie tak. I ja sam przez pewien czas byłem przekonany, że ojciec Kiša jakoś się z Auschwitz uratował. Przed deportacją do obozu ojciec Danila przetrwał tzw. zimne dni (w 1942 roku naziści wrzucali wojwodińskich Żydów do skutego lodem Dunaju) – uratował życie w ten sposób, że kiedy przyszła na niego kolej, akcja topienia została wstrzymana: przerębel w rzece był pełen ciał, nie wystarczyło miejsca na nowe ofiary. Po tych wydarzeniach ojca szybko wysłano do Auschwitz i nigdy stamtąd nie wrócił. W tym rodzinnym dramacie można by odszukać odpowiedź na pytanie, skąd u Kiša – zarówno w jego życiu, jak i literaturze – tak wielka obsesja na punkcie nazizmu i Holocaustu.

Jak ważne było dla Kiša żydowskie pochodzenie?

Umiarkowanie. Choć po ojcu był Żydem, po matce Czarnogórcem, to jednak nie lubił, kiedy się go zaliczało do grona „żydowskich pisarzy”. Zamiast tego mówił często, że należy do „bractwa pisarzy”.
„Jeśli zaliczają cię do żydowskich pisarzy w literaturze, do której językowo należysz, to automatycznie uzyskujesz status gościa”, mawiał. „A każdego z nas w sposób zasadniczy określa język, jakim piszemy”. I to jest prawda.

A Pan? Częścią której literatury Pan jest?

Chciał, nie chciał – serbskiej. Chociaż, mimo że na przykład mój Sen o miłości i śmierci zebrał bardzo dobre recenzje, to z pięciuset różnych przyznawanych tu nagród, nie zbliżyłem się do ani jednej. Dlaczego? Może dlatego, że nie jestem „serbskim pisarzem”, że i dalej jestem „żydowski”.

Mój dawny profesor i szef Katedry Literatury Powszechnej i Teorii Literatury belgradzkiego Wydziału Filologicznego, Vladeta Janković, opowiedział mi niedawno, że po haniebnej aferze, która wybuchła wokół Grobowca dla Borysa Dawidowicza, odniósł wrażenie, że Kiš zaczął dzielić ludzi na tych, którzy go wsparli i tych, którzy w tej sytuacji stanęli przeciwko niemu. „Kiša to wszystko po ludzku bardzo uderzyło”, powiedział mi profesor Janković.

To prawda. Pamiętam, że pod koniec lat 70. skontaktował się ze mną przyjaciel i poprosił, żebym przekazał Kišowi, że poprzedniego wieczora w Klubie Literata, znanej belgradzkiej kawiarni, znalazł się w towarzystwie kilku znajomych i rzekomych przyjaciół Kiša i słyszał – jak się później okazało – bardzo niebezpieczną historię o tym, że Grobowiec dla Borysa Dawidowicza to zwykły plagiat. Jakiś francuski tłumacz odkrył rzekomo, że zawarte w tym zbiorze opowiadanie Psy i książki zostało przepisane z jakiegoś archiwalnego dokumentu. Oczywiście nie przekazałem tego Danilowi, wierząc że to tylko prymitywne obgadywanie. Jednak następnego dnia zadzwonił do mnie Kiš. „Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?”, pytał niemal z wściekłością. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, prosząc, żeby nie zwracał uwagi na nonsensowne intrygi. „Czy nie rozumiesz, że to bardzo poważne oskarżenie?!”, ogarniał go coraz większy płomień. „Oni chcą mnie zniszczyć jako pisarza. A przecież, jeśli nie jestem pisarzem, to w ogóle mnie nie ma!”.
Dopiero później zrozumiałem jak bardzo miał rację – to, co się zaczęło jako intryga, szybko przetworzyło się w prawdziwą aferę z polityką w tle.

W jakim sensie z polityką?

W takim, że szybko ruszyły oskarżenia jakoby Kiš napisał „antykomunistyczną książkę”, co w ówczesnym czasie było niebezpieczną etykietą. Dodatkowo, równolegle z tymi żałosnymi próbami udowodnienia tezy o plagiacie i przedłużaniem się całej afery, zaczęły wybrzmiewać antysemickie nuty. Ostatecznie Kiš odniósł zwycięstwo, ale cały ten skandal i obrzucanie błotem kosztowały Danila sporo nerwów i zdrowia. Zwycięstwo Kiša było zwycięstwem pyrrusowym. Rozgoryczony i zmęczony szybko opuścił Belgrad. Po wszystkim została błyskotliwa, dowcipna, nie znająca litości analiza nie tylko literackiego dzieła jego dawnego przyjaciela, który znalazł się wśród tych, którzy zapoczątkowali i szerzyli historię o plagiacie…

Mówi Pan o Branimirze Šćepanoviciu i o książce Lekcja anatomii Danila Kiša?

Tak. W Lekcji anatomii Kiš, jak mówię, nie tylko odpowiedział swojemu dawnemu przyjacielowi, ale też stworzył surowy obraz tego przeklętego i pełnego zła prowincjalnego, prymitywnego ducha. Warto dodać, że cała afera – mimo intencji tych, którzy ją wywołali – miała ważne konsekwencje dla literatury. Chodzi mi mianowicie o to, że Danilo Kiš tutejszej literaturze otworzył drzwi na to, co nazywamy postmodernizmem, dozwalającym wykorzystanie w tekście cytatów z innych dzieł literackich. To stworzyło warunki dla pojawienia się całej nowej generacji młodych pisarzy, których dzieła zbudowane były na poetyce tego rodzaju.
Ale proszę pozwolić, że powiem jeszcze coś: żydowskie pochodzenie Kiša od czasu do czasu bywało przedmiotem aluzji różnych jego literackich przeciwników. To znana rzecz, że antysemityzm jest zwyczajowym „argumentem” tych, którzy innych argumentów nie posiadają. Jednak prawdziwy antysemityzm, który stanowił jakiś rodzaj ukrytej platformy całej tej brudnej afery skierowanej przeciwko Kišowi, wypłynął dopiero wiele lat po zakończeniu procesu sądowego, który zresztą Danilo wygrał.

W którym momencie?

Kiedy przed ponad dziesięcioma laty pojawiły się dwie książki pewnego N.V.: Lažni car Šćepan Kiš [Fałszywy car Szczepan Kiš] i Zar opet o Kišu [Czyżby ponownie o Kišu], które zostały wtedy bez wahania przyjęte przez sporą część belgradzkiego podwórka. W tych książkach autor zaprzecza literackiemu znaczeniu Kiša i twierdzi jakoby Danilo Kiš, podobnie jak Oskar Davičo, Elija Finci i inni Żydzi, którzy stanowili część również serbskiej kultury, był tylko narzędziem z pomocą którego „obcy gospodarze” (?!) zarządzali tutejszą kulturą. Według N.V. światowy sukces Kiša był możliwy wyłącznie dzięki jego szerokim żydowskim kontaktom.
Ten niski, żałosny antysemityzm przeszedł, jak mówię, bez właściwej odpowiedzi ze strony intelektualnej społeczności Serbii. Innymi słowy, milczkiem go zaakceptowano.

Jak to możliwe, biorąc pod uwagę, że niektórzy tutejsi pisarze o wyraźnie nacjonalistycznym światopoglądzie już od kilku dekad próbują z pozostałości dawnej Jugosławii i tzw. innej Serbii [„druga Srbija” to termin określający ludzi pozostających w latach 90. w jawnej opozycji do władzy i ideologii nacjonalistycznej] praktycznie wymazać Danila Kiša? Dlaczego zatem wówczas milczeli?

Dlaczego?! Kiedy 15 października 1989 roku zmarł Danilo Kiš, jedna z gazet, która opowiadała się za reżimem Slobodana Miloševicia opublikowała tekst pod tytułem „Kiš nie jest wasz, Kiš jest nasz”. O ile dobrze pamiętam, jego autorem był ówczesny minister kultury. Oczywiście, nie mogło być mowy o niczym poważnym, to było czyste politykierstwo. Tym bardziej, że wszystko co – swoimi przekonaniami, swoimi dziełami – Kiš symbolizował stało w opozycji do tego, co reprezentowała polityka Miloševicia. W tym sensie podejmowane przez przedstawicieli nacjonalistycznych kręgów próby „wymazywania” Danila Kiša odczuwam jako paradę, jako puste politykierstwo… Wie Pani, jeszcze w połowie lat 70. Kiš opisał nacjonalizm jako „ideologię kiczu i banalności”, jako „ideologię totalitarną”, czym w istocie – wiele lat zanim się wszystko zaczęło – wypowiedział ostrą krytykę pod adresem serbskiej polityki lat 90. Ja sam kilkakrotnie w swoich tekstach krytykujących reżim Miloševicia cytowałem te słowa Kiša, jako dające najlepszy i najwyraźniejszy opis.

Przy okazji, skoro już mówimy o „wymazywaniu”… W Serbii od dawna istnieje nieoficjalny podział: z tej waszej wielkiej generacji jugosłowiańskich pisarzy „inna” Serbia w pewnym sensie „rości sobie prawa” do Danila Kiša, Mirka Kovača i Pana, natomiast „prawo” do Borislava Pekicia przypada Serbii „właściwej”. Jak to się stało, że Pekić „przypadł” tej konserwatywnej i nacjonalistycznej Serbii?

Na początku lat 90. stosunki między naszą trójką – Kovačem, Pekiciem i mną – nieco się ochłodziły. W tym czasie Kiša już niestety z nami nie było…
Dlaczego rozeszły nam się drogi? Mówiąc najkrócej, dlatego, że mimo iż Milošević piął się w górę, Pekić nadal wierzył, że nadchodzi okres demokratyzacji, w co ja i Kovač wątpiliśmy. Swoją drogą, trzeba zrozumieć Borę Pekicia: za przynależność do przedwojennej „młodzieży demokratycznej” Milana Groli, dosłownie wywleczono go z gimnazjalnej ławki i zasądzono mu kilkuletnie więzienie. W działalności Vojislawa Koštunjicy Pekić w latach 90. zobaczył następcę partii Grola. Kiedy w tamtym czasie w jednym z tekstów napisałem, że istnieje niebezpieczeństwo, że do władzy dojdą prawdziwi kryminaliści, Pekić odpowiedział mi publicznie – nie wspominając jednak mojego imienia – że nie rozumiem czym jest demokracja. „W demokracji i to jest legalne i możliwe”, napisał. Kilka lat później spotkaliśmy się na premierze jakiegoś przedstawienia w Teatrze Zvezdara. Pekić przyjechał z Londynu i był już wtedy poważnie chory. W Jugosławii szalała wojna… „Miałeś rację”, gorzko przyznał, ściskając mnie. „Do władzy doszli przestępcy”.
W odpowiedzi na Pani pytanie, dzisiaj mogę tylko powiedzieć, że mój przyjaciel Borislav Pekić był uczciwym i honorowym człowiekiem, który niestety zbyt mocno wierzył w idee jakiejś utopijnej demokracji, która tu nigdy nie istniała.

Kiedy poznał Pan Danila Kiša?

W dalekim 1961 roku, na literackim konkursie Związku Gmin Żydowskich, gdzie Danilo nagrodzony został za powieść, a ja za opowiadanie. Z tej uroczystości mamy nawet wspólną fotografię. Kilka lat później Danilo, jako redaktor znanego wówczas studenckiego pisma literackiego „Vidici”, w jednym z numerów opublikował prozy Mirka Kovača, Borislava Pekicia i moją. Wkrótce, w 1964 roku, cała nasza trójka wydała w Prosvecie swoje książki. To nas dodatkowo bardzo zbliżyło.
Pamiętam, że podczas jednego z pierwszych spotkań naszej „grupy literackiej” Danilo Kiš, warunkiem przyszłego koleżeństwa uczynił obopólne zobowiązanie, że każdy z naszej czwórki swojej drogi artystycznej szukać będzie samodzielnie, że nigdy, w żadnym wypadku, jeden drugiemu nie ułatwi dostępu do jakichkolwiek literackich nagród i że nasza przyjaźń wolna będzie od korupcji jakiegokolwiek rodzaju. Jestem pewien, że te żądania Danila szanowaliśmy od pierwszego do ostatniego dnia naszej przyjaźni.

Jedno z opowiadań ze zbioru Grobowiec dla Borysa Dawidowicza, to o którym już wspomnieliśmy, czyli Psy i książki, Danilo Kiš poświęcił Panu. Dlaczego właśnie to? Czy dowiedział się Pan tego kiedyś?

Może dlatego, że to opowiadanie jest najbardziej „żydowskie”. Potwierdzając wzajemną przyjaźń i szacunek, nasza czwórka wymieniała się książkowymi dedykacjami. Tak zrobił Mirko Kovač, zrobił to Kiš i Pekić, a ja swój zbiór Princ vatre [Książę ognia] w całości poświęciłem trójce przyjaciół.

W czym wasza czwórka była podobna, w czym się różniliście? Mark Thompson twierdzi, że, również z powodu rzekomych „zgodności biograficznych” Joyce był dla Kiša „kimś więcej od literackiego wzoru”. Kiš szczególnie ukochał sobie Ulissesa Joice’a.

Byliśmy, powiedziałbym, właściwie bardzo różni, co może w jakiejś części i wpłynęło na to, że do końca żyliśmy w przyjaźni. A i nasze autorytety z pola literatury powszechnej się różniły. Faulkner stanowił inspirację dla Mirka Kovača, Thomas Mann dla Borislava Pekicia, dla mnie Edgar Allan Poe i Kafka, a Danilo szczególnie lubił i cenił pisarzy francuskiej nowej fali. Jednak, może wspólna dla nas była, obok tego „wyboru według pokrewieństwa”, skłonność do pisarzy tzw. obszaru Europy Środkowej. W każdym z nas można było znaleźć otwartość na wpływy współczesnej literatury europejskiej i amerykańskiej, co nie było częste w ówczesnej literaturze serbskiej i jugosłowiańskiej.

Jak Pan myśli, dlaczego do dzisiejszego dnia nie pojawiła się na terenie dawnej Jugosławii tak wielka generacja pisarzy, jaką była wasza?

Dużo się zmieniło. W systemie jednopartyjnym literatura była, powiedzmy, dużo ważniejsza niż obecnie. Nie istniały komputery, internet, telewizja dopiero się rodziła, więc moja generacja za pomocą literatury próbowała zapewnić sobie możliwie najszerszy obszar wolności. Obecnie zainteresowania młodych ludzi są, jak Pani wie, zupełnie inne, inne są czasy… Pamiętam jak Mirko Kovač mówił, że nasza czwórka to ostatnie dinozaury literatury.

Kiedyś, nie bez goryczy, powiedział mi Pan, że ani jeden z tej trójki Pana przyjaciół nie zmarł w Belgradzie; każdy z nich w jakimś momencie opuścili miasto, w którym przeżył dużą część życia. Dlaczego wyjechali?

Wyjechali albo zostali do wyjazdu zmuszeni. Pekić wybrał Londyn, żeby móc dalej pisać; mówił, że w Belgradzie „niemożebnością jest pisanie”, bo tu „ciężko jest znaleźć spokój i zachować koncentrację”. Na początku lat 90. Mirko Kovač został ostrzeżony, że jego nazwisko znajduje się na liście do likwidacji; „Zabić i przejąć mieszkanie”, tak opisana była owa lista. Po serii prowokacji i ostrzeżeń Kovač wraz z żoną na zawsze opuścili Belgrad. Jak już mówiłem, Danilo z Belgradu wyjechał po feralnej aferze z Grobowcem dla Borysa Dawidowicza. Jednak, podobnie jak Pekić, Kiš niekiedy wracał do Belgradu. Kovač nie wrócił już nigdy. Zeszłego sierpnia Mirko pochowany został tam, gdzie spędził ostatnie dekady życia: na Istrii, w Rovinju.

Czy w czasie tych powrotów do Belgradu widywaliście się z Kišem? Wiedział Pan, że Kiš jest ciężko chory?

Wiedziałem, oczywiście. Podobnie jak wiedział to sam Kiš.
Widywaliśmy się dość często, ostatni raz kilka miesięcy przed jego śmiercią, kiedy przyjechał mnie odwiedzić. Wbiegł do mojego mieszkania na czwartym piętrze, przeskakując w górę po dwa stopnie. Chciał, jak wierzę, pokazać, że siła go jeszcze nie opuściła. Pamiętam, że w telewizji właśnie rozpoczynał się sławny film Kubricka Full Metal Jacket… Kiš uwielbiał filmy wojenne. Chciałem porozmawiać. „Mamy czas, porozmawiamy następnym razem, kiedy przyjdę”, powiedział mi. „Obejrzyjmy film”.
Niestety, czasu jednak nie mieliśmy. Następnego dnia Kiš wyjechał do Dubrownika. Pogorszyło mu się, więc pilnie przewieziony został do Paryża. Krótko potem już nie wstawał z łóżka i…
To była wielka rzecz znać człowieka takiego jak Danilo Kiš. A już szczególnie móc siebie nazywać jego przyjacielem.

„Bo dla intelektualistów tego stulecia, tej naszej ery, istnieje tylko jeden egzamin sumienia, istnieją tylko dwa przedmioty, z powodu których nie tylko oblewa się rok, ale i raz na zawsze gubi prawo (moralnego) głosu: faszyzm i stalinizm. Wszystko inne to proch i pakuły”, napisał Danilo Kiš w 1979 roku. Jak to się stało, że w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat ogromna liczba „intelektualistów tego stulecia” we wszystkich republikach jugosłowiańskich bezpowrotnie oblała „egzamin”, o którym pisał Danilo Kiš?

Jakoś z natury rzeczy większość intelektualistów chce być blisko władzy albo przy władzy, co zapewnia wygodne życie, dobre apanaże, możliwość wydawania książek, państwowe nagrody…
„Status pisarza reżimy proponują każdemu, kto spełni warunki, które stawia władza” napisał polski pisarz Brandys.
W ciężkich, mrocznych i surowych czasach, jakimi były lata 90., doszło do tej sławnej „zdrady klerków”, jak głosi tytuł jednego ze studiów Juliena Benda z 1927 roku. Intelektualiści, a szczególnie pisarze, wsparli najgorsze formy władzy – często te przestępcze – po to, by zachować pewne swoje przywileje. Z drugiej strony, ślepe wiązanie się z rzekomymi „interesami narodowymi” prowadziło do niebezpiecznego fanatyzmu, który w ogromnej mierze doprowadził do dominacji prymitywizmu i głupoty. Hans Magnus Enzensberger, który na początku lat 90. odwiedził Belgrad, zachodził w głowę, co też stało się z większością jego dawnych przyjaciół. „Nagle zgłupieli”, stwierdzał ze smutkiem. „Z nimi nie można już prowadzić poważnej rozmowy.”
Niestety, to samo stało się z wieloma pisarzami na całym terenie dawnej SFRJ.