Press "Enter" to skip to content

Zostańcie odszczepieńcami, którzy chronią ziarno ludzkości
Z BOŽIDAREM MANDICIEM [RODZINA PRZEJRZYSTYCH POTOKÓW] ROZMAWIA DARKO KOVAČEVIĆ [2016]

Źródło: portal Novi Polis
Autor: Darko Kovačević
Data publikacji oryginalnego wywiadu: 10/10/2016
Przekład: oh/2019
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu

Dalsza lektura: dla ciekawych trochę współczesnych zdjęć w reportażu Vice

Božidar Mandić (ur. 1952) to artysta awangardowy i pisarz pochodzący z Nowego Sadu; uczestnik tamtejszej Trybuny Młodych. Mandić jest założycielem położonej u podnóża góry Rudnik artystycznej komuny Rodzina Przejrzystych Potoków, która działa nieprzerwanie od 1977 roku i o której powiedzieć można, że posiada status miejsca legendy.

Link do dedykowanego wpisu na Fb


 

Božidar Mandić, utopista, religijny komunista, orędownik przyrody, leśny burmistrz. Wkrótce (w maju 2017 roku) obchodzić będziemy czterdzieści lat istnienia najstarszej artystycznej kolonii leśnej na Bałkanach, leżącej u podnóża góry Rudnik Rodziny Przejrzystych Potoków [Porodica bistrih potoka], która do dziś pozostała instytucją trwania, domem dla wielu ludzi, miejscem, w którym szanuje się gościnność, sztukę, przyrodę i bliskość.

Czego się człowiek uczy, żyjąc czterdzieści lat w lesie?

Kiedy człowiek żyje samotnie w oddaleniu od cywilizacji, nie może stracić miłości wobec innych. Nie stałem się mizantropem, choć człowieczeństwo daje coraz więcej argumentów dla przyjęcia takiej postawy. W trakcie tych czterdziestu lat w lesie zrealizowałem swoje wizje i najważniejsze jest dla mnie to, że nie zmarnowałem życia. Stworzyłem pewną małą utopię, w której się przede wszystkim liczy radość. Lubię mówić, że Rodzina Przejrzystych Potoków to realna utopia – bo utopie nie są nierealne, tylko nie dopuszcza się do ich realizacji, zabrania się ich istnienia – i że utopia to w pierwszej kolejności mistyczne doznanie niezniszczalności. Obecnie świat znajduje się w wielkim kryzysie, żyjemy w jakimś atomowym znaku zapytania, bo przecież chodzimy, ale nie wiemy dokąd idziemy. To się nazywa zagubienie cywilizacji. Dlatego Rodzina jest ważna – jako drogowskaz dla nowych obserwacji. Jesteśmy wysepką, która pokazuje, że można żyć inaczej, że istnieją alternatywne rozwiązania, i że nadzieja nie została jeszcze zniszczona. Jeśli człowiek tego pragnie – może żyć inaczej.

Jak krystalizowała się filozofia Rodziny?

Dla mnie bardzo ważne są: filozofia ziemi, kultura domu otwartego, skromna ekonomia oraz sztuka. Podczas tych czterech dekad przeszedłem przez różne fazy, od intensywnych po efemeryczne komuny i teraz również jestem w określonej fazie, kiedy żyję sam z mnóstwem ludzi. Bardzo dużo pracuję nad moją sztuką – nad pisaniem, teatrem, malarstwem, bo pragnę z Rodziny Przejrzystych Potoków stworzyć żywą rzeźbę Moderne. W moich tekstach, przedstawieniach i wystawach składam i zawieram doświadczenie życia w lesie. Pracuję z naturalnymi materiałami, moje przedstawienia nie wymagają narzędzi technicznych, a teksty rodzą się z tego, co mnie otacza. Doświadczam tego jako zaangażowanego intelektualizmu nowego rodzaju: nie uczestniczyć, ale świadczyć. Należę do kultury jednostki i planety, i to nazywam planetaryzmem. Chciałbym, żeby był on nową światową ideą, która po raz pierwszy nie byłaby budowana na fundamentach faszyzmu, komunizmu, demokracji czy kapitału, ale nowego wspólnego poczucia własnego domu, czyli planety. Pierwszy raz od dwudziestu tysięcy lat człowiek musi rozmyślać nadantropocentrycznie. Musi inwestować we Wszechwspólne.

Muszę wspomnieć o Drugiej linii Nenada Miloševicia, filmie dokumentalnym opowiadającym o współtworzonym przez ciebie ruchu neoawangardowym z końca lat 60. i początku lat 70. W dokumencie wyczuwalna jest wasza potrzeba, żeby w uniwersalny sposób komunikować się ze wszystkimi, całą planetą. Czy już wtedy było to wyrazem planetaryzmu?

Wszyscy jesteśmy poetami, a to znaczy, że musimy wyznaczać kierunek, tak mówił Rimbaud. Dlatego cała ta sztuka i miejska komuna oczekiwała przyjścia czasu, w którym żyjemy dziś i poprzez pewną subwersywną estetykę pokazywaliśmy, że człowieka ogarnia osamotnienie, tragedia rozwoju technologicznego, zapuszczenie duszy, inflacyjna ilość pieniędzy i informacji i pewne wszechobejmujące skażenie, w którym artysta stanie się apokaliptycznym samotnikiem. Artysta i dziś posiada wielką odpowiedzialność stawiania pytań i rzucania w ziemię nasion na przyszłe dni. To jest coś przeciwnego polityce, ekonomii i plutokracji. Całe moje dotychczasowe życie oplecione jest wokół osi, która prowadzi od nowosadzkiej awangardy przez wiejską komunę po swego rodzaju personalizm, w którym z uporem patrzę swoimi oczami i nie przyzwyczajam się do tego świata.

Ile zatem w waszej ucieczce od świata było konieczności (wymuszonej prześladowaniami politycznymi), a ile świadomie konstruowanego performansu?

To nie tyle była ucieczka, co kreatywna sugestia, że można żyć piękniej i bardziej twórczo. Dlatego ja, moja żona, trójka dzieci i mnóstwo przyjaciół przyjechaliśmy do lasu, by poczucie wolności wykorzystać do tworzenia piękna, które moglibyśmy zaoferować innym ludziom. Las to miejsce idealne, zaniedbany raj i byłoby pięknie, gdyby się człowiek i człowieczyca wrócili do niego. Tu znalazłem absolutną emancypację ludzkości i nie chciałbym kiedykolwiek z niej zrezygnować. Urzeczywistniłem swój sen i to jest najwyższa forma nagrody, jaką mógłbym otrzymać.

I piszesz.

Zacząłem bardzo wcześnie pewnego rodzaju poezją pornograficzną – ona się bardzo spodobała Tiborowi Varadiji, który mnie potem mocno do pisania zachęcał i stał się dla mnie pewnego rodzaju recenzentem. Jakieś pięć lat po przyjeździe do lasu zacząłem pisać pastoralne teksty poświęcone trawom, kamieniom, wiatrom, motylom i pierwsze piętnaście moich książek złożonych jest z pewnej rodzinnej refleksji zamienionej w łagodne i proste wypowiedzi literackie. W ostatnich dziesięciu latach piszę głównie teksty antycywilizacyjne. Ukazują się one w mojej kolumnie w dzienniku „Danas” i z nich powstały dwie książki, Plastični um [Plastikowy umysł] i Novi krojači [Nowi krawcy] – krytykuję w nich cywilizację i człowieka, który stracił podstawowe i elementarne uczucia do innych. W ostatnich dwóch, trzech latach piszę powieści; jest wśród nich Napukla kuća [Spękany dom], która opowiada o stosunkach damsko-męskich, a wydane jakieś dziesięć miesięcy temu przez Službeni glasnik „Pertle“ [Sznurówki] opowiadają o nowosadzkiej komunie o nazwie Intima, o stosunkach między dwoma braćmi i politycznych prześladowaniach w latach 70. w Nowym Sadzie. W ostatnim czasie czuję wielkie podniecenie, pragnienie, żeby kontynuować pisanie. Moja ostatnia powieść nosi tytuł Loš pisac [Zły pisarz], obecnie jest w rękopisie i niedługo przekażę ją wydawcy, ale chciałbym, żeby Pertle jeszcze trochę pożyły. To będzie moja dwudziesta trzecia książka.

Czy w powieści Pertle ostatecznie rozwiałeś, a może dodatkowo zagmatwałeś odwieczne wątpliwości – kto i z jakiego powodu współpracował z policją?

Pertle to próba rozsznurowania, dania odpowiedzi na pytanie, kto z nas, członków komuny, pracował dla policji. To opowieść o fenomenie jakim jest fakt, że w małych i większych zgrupowaniach ludzi zawsze znajdą się zdrajcy – ci, którzy w konspiracji służą instytucjom czy establishmentowi.

W twoich tekstach czytelnik nie znajdzie wiele elementów satyrycznych, ale z całą pewności znajdzie dosyć tego, co określić można jako satyrowe.

Branko Kukić mówi, że moje teksty powinien czytać tylko ten, kto czytać potrafi, bo one zawsze mają kilka warstw. Bardzo ważna jest warstwa ezoteryczna, ale wcale nie jest ważniejsza niż ta, która bezpośrednio dotyczy ruchania, cipek i fiutów, bo za ich pomocą próbuję przekazać swoją filozofię i poprzez użycie przekleństw afirmuję rajski ładunek w tych wyrazach. Na przykład: Ruchanie jest podstawowym sensem walki przeciw bombie atomowej.

Co mówisz?

Napisałem tekst do jednej gazety, który zatytułowałem Ruchaniem przeciw apatii, ale redaktor zmienił to na Miłością przeciw apatii. Wiem, że tak trzeba, ale to nie to samo. No i nawet mnie nie zapytał.

Czy możesz przełożyć na matematykę, numerykę (albo kabałę) swoje życie w komunie?

Życie w Rodzinie Przejrzystych Potoków to, obok wszystkiego innego, najbardziej bezpośrednia forma człowieczeństwa, bo przeszło przez nią ponad czterdzieści tysięcy ludzi, udzieliła jakieś dwadzieścia pięć tysięcy noclegów, ja sam w jej ramach wyrobiłem trzynaście tysięcy chlebów, a moja pierwsza żona wyrobiła ich osiem tysięcy. Miałem jakieś dziesięć tysięcy stosunków i to są dane, które teraz, kiedy jestem w fazie podsumowań pokazują, że przeżyłem sensowne i pełne radości życie.

A co w związku z życiem w przyrodzie cię zdziwiło, zaszokowało?

Najbardziej mną, w sposób negatywny, wstrząsnął obraz człowieka, który niszczy przyrodę. Pięć lat temu, kiedy budowano drogę niedaleko mojego domu, w dzicz wlano asfalt i wprowadzono komunikację przemysłową, tak, że mój dom stał się okrojonym rajem. A jednak życie nauczyło mnie, że utykanie jest jedynym, najbardziej egzystencjalnym sposobem na przejście przez życie. Bez uderzeń i przeszkód życie nie istnieje. Z drugiej strony pewna niezniszczalna impresja we mnie przyszła ze zrozumienia, że i przyroda jest właśnie taka – surowa. Człowiek nigdy nie zwyciężył w wojnie z nią, choć stale próbuje. Nowe teorie cywilizacji wskazują właśnie na to – że nie zniknie przyroda, ale człowiek.

Żeby nas (nie) ukrzyżowali i jedni, i drudzy, musimy wytłumaczyć, co to znaczy, że jesteś religijnym komunistą?

Jestem religijnym komunistą od 1968 roku, bo wierzę, że świat może być lepszy. Walczę o biednych, dbam o sprawiedliwość i bogactwo nie robi na mnie wrażenia. Taki ze mnie komunista. Gdybym miał jak najprecyzyjniej określić, kim jestem w odniesieniu do tych wszystkich historycznych ruchów, które znamy dziś, powiedziałbym, że jestem planetarnym lewicowcem. Nigdy nie należałem do tej czy innej partii, bo we wszystkich partyjnych ideologiach dominuje kapitał. Demokracja i kapitalizm próbują przekonać człowieka, że nie istnieją inne możliwości, ale to nie jest prawda. Myślę, że nadszedł czas, żeby pojawiła się nowa humanistyczna myśl, która człowieka i człowieczeństwo poprowadzi do bardziej renesansowego modelu życia i działania. Dlatego lubię łączyć te dwa aproporcjonalne pojęcia religii i komunizmu, które w istocie są jednym i tym samym. Uważam, że to ważne, żeby nowy świat atakować nowymi syntagmami, syntagmami, które dają szansę, że w tym pełnym sprzeczności świecie, gdzie kontrowersyjność stała się dominantą, dojdziemy do logosu optymizmu. Artyści i pisarze muszą znajdować nowe łączenia, aspekty, nowe syntagmy, które powinny otwierać nadzieję.

Jaki jest twój stosunek do miasta?

Tam, gdzie nie ma lasu, czyli w mieście, pojawia się neuroza i depresja. Tam, gdzie nie ma ludzi, czyli w lesie, pojawia się pralas. Robię wszystko, żeby ludzi z miasta zachęcić do przyjazdu do lasu i żeby las przywieźć do miasta. Według mnie najgorsze jest to, że oba te kierunki się unikają. Dzisiejsi ludzie lubią patrzeć na przyrodę w ekranie, a kiedy znajdą się w realnej przestrzeni drzew, strumieni i skał, bardzo szybko uciekają. Cieszyłbym się, gdyby ten rodzaj „plastykantów” przebudził się albo zmienił charakter, który by jednak wolał przyrodę widzieć w przyrodzie.

Jak odczuwasz przyszłość?

Moje odczucie na początku XXI wieku przede wszystkim rozwija się w stronę oczekiwania irracjonalnego obrotu spraw: że zło, technologia i potencjał nauki zmniejszą się. Ale żaden mądry człowiek nigdy nie martwi się o przyszłość ani o przeszłość, ani o teraźniejszość, ale martwi się o nadczas. Z tej perspektywy staram się urzeczywistniać teraz to, czego życzyłbym przyszłości.

Jak widzisz modę na uciekanie z miasta na wieś, neokomunizm i temu podobne fenomeny?

W ostatnim czasie pojawiają się newage’owskie koncepcje, które stanowią pewną formę kapitalistycznej rekompensacji, czyli pracuj czternaście godzin dziennie, medytuj kwadrans, żebyś się poczuł ważnym i nie wykorzystywanym. New Age to nie jest moja bajka, bardziej interesuje mnie autorskie życie. W tym sensie obserwuję pojawienie się tego nowego wymiaru religijności na naszym terenie, choć poznałem się z tym już czterdzieści lat temu i doświadczyłem pewnego rodzaju kosmetycznej duchowości w tym wszystkim. Ja od tego uciekam. Obecnie młodzi ludzie przepisują nweage-owskie modele i w pewien sposób budują kulturę kopiuj-wklej. Dzisiaj duchowość stała się jednym z najdroższych towarów, zamiast być propozycją wzniosłości.
W Serbii, a jeszcze bardziej w Europie, pojawiają się młodzi ludzie, którzy zaczynają żyć w przyrodzie, zakładają komuny i ja ich bardzo wspieram, ale jednocześnie też krytykuję, bo ich kultura życia jest wydmuszką: czytają poradniki, chodzą na kursy, a nie pogłębiają samych siebie. Oni stają się grupą docelową, która ma uśmiercić bunt i protest młodego człowieka. Dlatego łagodnie ich krytykuję, rozmawiając z nimi i przekazując, żeby spróbowali należeć do siebie, i żeby w miejscu, w którym żyją szukali i znaleźli absolutne rozwiązania. Jeszcze bardziej krytyczny jestem w stosunku do młodych z socjologicznej struktury, bo ci są obumarli i zdrętwiali jak narcyz – już w wieku osiemnastu, dziewiętnastu lat ich głównym narzędziem psychologicznym jest absurd. Absurd przychodzi na końcu życia, nie na początku. Dlatego staram się im subtelnie wskazać przykłady czy wzory, które obroniły się przed więzieniem masowej psychologii. Oni muszą stać się odszczepieńcami, muszą żyć swoimi osobowościami, które chronić będą ziarno człowieczeństwa, jakie być może przejmie tę epokę.