Press "Enter" to skip to content

Propozycja porozumienia w sprawie wspólnego celu
TEKST ZORANA ĐINĐICIA DLA MAGAZYNU „VREME” [2001]

Źródło: „Vreme” (nr 533)
Autor: Zoran Đinđić (Zoran Dzindzić)
Data publikacji oryginału: 22/03/2001
Przekład: oh/2018

Kontekst: W październiku 2000 roku reżim Miloševicia został obalony. To był był burzliwy czas w Serbii – ludzie masowo występowali przeciw dotychczasowej władzy i z rosnącym zniecierpliwieniem domagali się zmian, które realnie poprawiłyby jakość życia w kraju. Đinđić został premierem Serbii w styczniu 2001 roku, a poniższy tekst napisał zaledwie dwa miesiące później. Odnosi się w nim do nasilającego się niezadowolenia społecznego, które powodowały problemy ekonomiczne w kraju.

Zoran Đinđić (ur. 1952, zm. 2003) był serbskim politykiem, filozofem i nauczycielem uniwersyteckim. Jeden z założycieli Partii Demokratycznej; w latach 2001-2003 premier Serbii. Zginął 12 marca 2003 roku w wyniku zamachu.

Link do dedykowanego wpisu na Fb


 

We wrześniu, październiku i grudniu zeszłego roku osiągnięta został w Serbii ostateczna narodowa zgoda w kwestii demokratycznej przyszłości naszego państwa. Wokół tej silnej wizji, jak rzadko kiedy w historii, zjednoczył się cały naród.

Dzisiaj nie czuć już tego wigoru i tej energii. Jakby nasze społeczeństwo zgubiło wspólny cel, jakby się ponownie podzieliło na interesy i grupy dyskusyjne. Jedni grożą strajkiem, drudzy strajkują, a trzeci teoretyzują o powodach za i powodach przeciwko.

W czym rzecz?

Naród obalił dyktaturę z pragnienia lepszego życia, co do tego nie ma wątpliwości. Zrealizowana została jedna część tego pragnienia – ta polityczna. Brakuje ważniejszej jego części – materialnej, ekonomicznej. Czy to znaczy, że naród został oszukany?
Oszukanymi czuć się mogą tylko ci, którzy wierzyli, że z przyjściem politycznej demokracji automatycznie przyjdzie też dobrobyt ekonomiczny.

Niestety, dobrobytu ekonomicznego nie ma bez zdrowej ekonomii. A nasza ekonomia jest śmiertelnie chora i wiele trzeba, żeby doszła do siebie.

Warunkiem poprawy stanu naszej ekonomii jest doprowadzenie do tego, by nasz kraj stał się atrakcyjny dla inwestorów. To wymaga przeprowadzenia radykalnej restrukturyzacji gospodarki i społeczeństwa, które odziedziczyliśmy, ale też rewizji określonych, odziedziczonych, praw.

Na przykład wszyscy mają ustawowo zagwarantowane prawo do pracy, ale obecnie zatrudnienia wystarcza dla jednej trzeciej ludzi zdolnych do podjęcia pracy. Dodatkowo wśród osób bezrobotnych ponad 70% ma najwyżej średnie wykształcenie. Potrzebne są ogromne środki na ich doszkolenie. Wszyscy mają prawo do ochrony zdrowia, ale system zdrowotny jest w zgliszczach. Potrzebne są potężne środki, żeby nasze szpitale wyglądały przyzwoicie.

Prawo do emerytury jest elementarne, ale wpływy przeznaczone na ten cel nie są dostateczne. Na jedną osobę zatrudnioną w gospodarce przypadają prawie dwie – jeśli zbierzemy emerytów, osoby zatrudnione w sferze budżetowej i zwolnionych z powodu restrukturyzacji zakładów – które powinny mieć z tego przychód.

W ten sposób większość praw posiada niestety charakter deklaratywny. To nie znaczy, że są nieuzasadnione, wręcz przeciwnie. To znaczy, że nie istnieją podstawowe warunki niezbędne do ich spełnienia. Te warunki trzeba dopiero wypracować.

Radykalne trwanie przy tych prawach bez materialnych warunków koniecznych dla ich urzeczywistnienia prowadzi do coraz większej frustracji społecznej i utraty niezbędnej dla wprowadzania zmian pozytywnej energii.

Dla poprawy sytuacji gospodarczej potrzebna jest zdecydowana koncepcja rozwoju, za którą stać muszą wyrzeczenia i inwestycje w przyszłość.

Jeśli w tej sprawie nie osiągniemy społecznego konsensusu, jaki udało nam się osiągnąć wokół demokracji, stracimy historyczną szansę.

W pierwszej kolejności musimy zrozumieć, że wydawać można tylko to, co zostało zarobione. Pracownicy sfery budżetowej muszą uzbroić się w cierpliwość i zgodzić na ograniczenia, nie tylko po to, żebyśmy dali odetchnąć gospodarce, ale również żebyśmy w ten sposób pokazali światu swoją dojrzałość. A to jest równoznaczne z wprowadzeniem dyscypliny, ascezy, rozumu. Strajki tłumaczone sprzeciwem wobec restrykcyjnego budżetu nie są uzasadnione, ponieważ nie istnieje zdrowy sposób, który pozwoli sektorowi budżetowemu (oświacie, służbie zdrowia, policji itd.) otrzymać więcej z realnych przychodów państwa.

Na podobnej zasadzie osoby zatrudnione w gospodarce muszą zrozumieć, że daleko nam jeszcze do sytuacji, w której zaczniemy zarabiać tyle, ile by naszym ludzkim potrzebom i standardom odpowiadało. To wspaniale, że nasi mieszkańcy świadomi są swoich wartości i potrzeb. Ale błędem jest sądzić, że można je zrealizować natychmiast.

Niezależnie od tego, jak niewłaściwie to brzmi, prawo pracy musi ulec zmianie w kierunku zwiększenia możliwości właścicieli i pracodawców. Żaden inwestor nie pojawi się, kiedy robotnicy strajkują, kiedy syndykaty są radykalne i wszechmocne.

Łatwo jest stawiać populistyczne żądania i skłaniać ludzi do ich poparcia.

Odwaga polega na tym, żeby mówić robotnikom prawdę.

W walkach społecznych chodzi zawsze o bardziej sprawiedliwą redystrybucję dochodu. O to, żeby wywalczyć większy i korzystniejszy udział w zarobkach i lepszą pozycję w hierarchii społecznej w ogóle. Uzasadnionym powodem walki jest zawsze niezadowolenie własną sytuacją oraz przywileje, które posiadają inni, a które są nieuzasadnione.

Dzisiaj ogromna większość mieszkańców Serbii jest niezadowolona ze swojego położenia, to jest jasne. Ale pytanie brzmi, kto posiada przywileje i gdzie są pieniądze, które należałoby bardziej sprawiedliwie podzielić. Zachęcam do rozmowy o tym właśnie! Nie ograniczajmy się wyłącznie do własnej perspektywy i swojego niezadowolenia, bo tu każdy ma rację. Nie zakładajmy, że gdzieś ukrywane są jakieś rezerwy i że za pomocą strajków i protestów uda się je skierować w swoją stronę. Powiedzmy, gdzie są te rezerwy. Komu należy zabrać, żeby zasada sprawiedliwości była spełniona?

Stary reżim znał dwa sposoby kupowania spokoju społecznego. Pierwszym była bezustanna produkcja kryzysów politycznych, z pomocą których odwracano uwagę mieszkańców od ekonomii. Miało nam wystarczyć, że jesteśmy żywi i że fizycznie nasza rodzina jest relatywnie bezpieczna.

Drugim sposobem było wydawanie akumulacji, zadłużanie, wykorzystywanie rolnictwa i innych naturalnych źródeł, by gasić społeczne pożary.

Rezultaty tej polityki znamy wszyscy. Każdą gałąź gospodarki toczy choroba. Puste są wszystkie fundusze, które służyć powinny jako rezerwa na przyszłość (przede wszystkim fundusze ubezpieczenia emerytalnego, socjalnego i zdrowotnego). Infrastruktura jest kompletnie zniszczona, ponieważ nie inwestowano w nią (energetyka, transport, instalacje wodnokanalizacyjne, wysypiska śmieci itd.). Państwo nie posiada żadnej rezerwy finansowej na wypadek sytuacji kryzysowych, na przykład, kiedy któraś z gałęzi gospodarki znajdzie się w kryzysie z powodu światowych trendów ekonomicznych.

Spoczywa na nas zadanie postawienia całego systemu na nogi. To wymaga ogromnych nakładów. Weźmy na przykład dawną NRD: posiadała dwa razy więcej mieszkańców niż Serbia i, powiedzmy, była w podobnym stanie, w jakim my się dzisiaj znajdujemy. W odnowę tego kraju w ciągu dziesięciu lat zainwestowano ponad TYSIĄC MILIARDÓW MAREK. Patrząc dzisiaj na rezultaty tego procesu, zauważymy, że wschodnie Niemcy nadal nie są na poziomie zachodniej części kraju.

To oznacza, że w ciągu dziesięciu lat Serbia wymagałaby inwestycji w postaci połowy tej sumy, czyli ponad pięciuset miliardów marek, co rocznie dawałoby pięćdziesiąt miliardów. Rzeczywistość jest taka, że nie możemy oczekiwać ani kawałeczka tej sumy. Nie wspominając o ogromnym wsparciu w postaci doradztwa i innych usług, które dostały Niemcy Wschodnie, a na które my liczyć możemy tylko w ograniczonym stopniu.

Taka jest rzeczywistość. My w istocie wierzymy, że nasze społeczeństwo jest w stanie szybciej i lepiej przystosować się do zmian ekonomicznych niż było społeczeństwo wschodnich Niemiec. Jednak te zmiany nie zachodzą w ciągu nocy. No i przede wszystkim, nie dysponujemy w przybliżeniu nawet takimi środkami finansowymi, które umożliwiłyby prostą i bezbolesną tranzycję.

Kolejność kroków jest następująca. Po pierwsze, należy otworzyć międzynarodowe kanały, poprzez które włączymy się w światowy rynek kapitału i technologii, i poprzez które światowy rynek otworzymy dla naszej gospodarki. Drugi krok to zmiana prawa i instytucji, żebyśmy stali się bardziej interesujący dla większych inwestycji. Trzeci to restrukturyzacja naszych przedsiębiorstw. Równolegle z tym iść powinna budowa efektywnych, wysokiej jakości służb publicznych w administracji państwowej, policji, służbie zdrowia, edukacji siły roboczej.

Ale najważniejszy jest nowy społeczny konsensus w kwestii wspólnego celu, który osiągalny jest tylko dzięki wspólnemu wysiłkowi i wspólnemu samozaparciu.

Nasz całościowy sukces zależy od tego czynnika woli, od naszej umiejętności porozumienia się wokół priorytetów i zainwestowania całej naszej energii w ich realizację. Potrzebujemy nowego konsensusu społecznego, odżegnania się od wszystkich sporów i konfliktów, zakasania rękawów, wprowadzania porządku. Czas oszczędności i ofiar jeszcze się nie skończył. Różnica polega na tym, że dziś robimy to dla przyszłości swoich rodzin i naszego kraju, a nie w imię chorej polityki i przywilejów rządzących. Różnica polega też na tym, że dziś mamy spore szanse, by naszymi wyrzeczeniami doprowadzić do powstania społeczeństwa, w którym już nikt nigdy nie będzie musiał się wyrzekać swoich podstawowych ludzkich i cywilizacyjnych potrzeb.