Press "Enter" to skip to content

Bałkańska Kraina Czarów bez logiki i sensu
Z PISARKĄ LANĄ BASTAŠIĆ ROZMAWIA MILORAD MILOJEVIĆ [2020]

Źródło: Radio Slobodna Evropa
Autor: Milorad Milojević
Data publikacji oryginału: 30/05/2020
Przekład: oh/2020
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu

Lana Bastašić (ur. 1986 w Zagrzebiu) – pisarka i poetka. Autorka dwóch zbiorów opowiadań, książki z opowiadaniami dla dzieci i tomu poezji. Jej pierwsza powieść, Uhvati zeca (2018), została nominowana do nagrody literackiej NIN, a w 2020 roku zdobyła Europejską Nagrodę Literacką dla najlepszej bośniackiej książki.

 

“Zrozumiałam, że na swój sposób i Bośnia była w tej wojnie kobietą – gwałcona, wykorzystana. Była tą, której się nigdy o nic nie pyta, na której ciało patrzy się jak na terytorium wielkich męskich opowieści. Dlatego chciałam, żeby powieść posiadała kobiecy głos” – tak o Uhvati zeca [Złap zająca] mówi pisarka Lana Bastašić. Właśnie za tę książkę autorka wyróżniona została Europejską Nagrodą Literacką 2020.

Młoda pisarka urodziła się w Zagrzebiu, ale wojna sprawiła, że większą część życia spędziła w Banja Luce (BiH). Bastašić opublikowała dwa zbiory opowiadań, jedną książkę z historiami dla dzieci i tom poezji. Jej twórczość zdobyła w regionie zarówno publiczność, jak i liczne nagrody. Powieść Uhvati zeca znalazła się w wąskim gronie nominowanych do Nagrody NIN.

Do niedawna Bastašić mieszkała w Barcelonie, obecnie żyje w Belgradzie, a my złapaliśmy ją w jej rodzinnym Zagrzebiu.

RSE: Europejska Nagroda Literacka to wielkie wyróżnienie. Jak ją Pani przyjęła?

LANA BASTAŠIĆ: Jest mi ogromnie miło, między innymi dlatego, że w tym roku w bośniackim jury nagrody znaleźli się ludzie, których cenię nie tylko jako czytelników, ale też autorów i krytyków. Za każdą nagrodą stoją ludzie kierujący się swoimi subiektywnymi kryteriami oceny i jestem zaszczycona, że ci właśnie ludzie wybrali moją powieść. Jednocześnie uważam, że i inne bośniackie powieści z najwęższego grona nominowanych są bardzo dobre.

Kwestia tożsamości

Powieść Uhvati zeca w dość nieoczekiwany sposób połączyła znane dzieło Lewisa Carolla Alicja w Krainie Czarów z Bałkanami. Z tego powodu nazwano Panią nawet „bałkańską Eleną Ferrante”, a krytycy opisywali powieść jako spotkanie Carolla i Ferrante w Krainie Czarów na górzystych Bałkanach. Pisze Pani o dzieciństwie, przyjaźni, wspomnieniu pewnego państwa, podróży… Jaki przekaz chciała Pani zawrzeć w swojej książce?

Nie wiem na ile, pisząc myślę o tym, żeby zawierać jakieś przekazy. Jeden mój przyjaciel, pisarz, mawia: „Jestem pisarzem, a nie listonoszem”. Ale powiedzmy, że chciałam postawić pewne pytania w nadziei, że czytelnik sam sobie na nie odpowie. Każdy odnajduje własne sensy.

Dla mnie najważniejsze było pytanie o tożsamość. Jak my, którzy byliśmy dziećmi lat 90. i wychowaliśmy się w państwie, które porównałam do Krainy Czarów – ponieważ było to państwo bez logiki, bez sensu, państwo przemocy – mieliśmy sobie odpowiedzieć na pytanie „kim jestem?”, kiedy wszyscy dookoła sugerowali jakąś tożsamość i to zanim jeszcze weszliśmy w wiek, w którym w ogóle można względnie rozumieć siebie i to, czego się pragnie.

Odniesienie się do tej właśnie kwestii było jakimś podstawowym celem mojej książki. Przy tym nie chciałam żeby stała się ona jeszcze jedną opowieścią o wojnie – pragnęłam raczej pokazać, jaki wpływ miały tamte wydarzenia na dzieci, szczególnie na dziewczynki. Wychowywać się jako dziewczynka i formować jako kobieta w przemocowym, patriarchalnym społeczeństwie to coś, co ma swoje konsekwencje dla nas wszystkich, dla całego mojego pokolenia, zatem i to było ważnym dla mnie tematem.

W powieści przeplatają się doświadczenia życiowe dwóch kobiet. Poprzez ich wspólną podróż i przyjaźń dotknęła Pani również kwestii narodowości… Skąd w ogóle wziął się pomysł, by powieść o pewnym państwie, jego losie i konsekwencjach wojny opowiedzieć właśnie poprzez doświadczenia kobiet?

To nie była kwestia jakiejś wielkiej decyzji. Może byłoby bardziej egzotycznie, gdyby historię opowiadał pies albo drzewo, ale kobiety to 50 proc. populacji, więc naprawdę nie ma w tym nic specjalnego. Ja jestem kobietą i to jest doświadczenie mi bliskie. Jednocześnie fakt, że piszę z pozycji kobiety nie jest od razu jakąś formą aktywizmu.

Po prostu mówię o swoich doświadczeniach, mówię o tym, co przeżyłyśmy. I myślę, że – niezależnie od narzekań, że stale kręcimy się wokół lat 90. – to ważne, żebyśmy mówili o nich z pozycji tych, którzy milczeli, czyjego głosu i perspektywy brakuje, szczególnie w literaturze. Mam na myśli ludzi znajdujących się wówczas na marginesie działań wojnnych, ale cierpiących konsekwencje wojny. I dlatego właśnie było dla mnie ważne, żeby mówić o kobietach i kobiecym doświadczeniu, porównując przy tym jednego z bohaterów do Bośni jako państwa.

Zrozumiałam, że na swój sposób i Bośnia była w tej wojnie kobietą – gwałcona, wykorzystana, ta, której się nigdy o nic nie pyta, na której ciało patrzy się jak na terytorium wielkich męskich opowieści. Właśnie dlatego to miało dla mnie sens, aby powieść posiadała kobiecy głos.

Literatura jako świadomość nieczystego sumienia społeczeństwa

W jednym z wywiadów, mówiąc o zbiorowej odpowiedzialności serbskiej większości w Banja Luce, odniosła się Pani do „dziedziczonej winy”, z którą się jako członkini młodszego pokolenia mierzy w powieści. Na ile – w porównaniu z pisaniem z perspektywy ofiary – pisarzowi jest dziś trudniej krytykować własny korpus narodowy i społeczeństwo, w którym żyje?

Uważam, że literatura na swój sposób powinna przypominać o nieczystym sumieniu społeczeństwa. Ona nie istnieje po to, by nam coś ułatwiać, coś upiększać, by nas bawić, choć oczywiście może robić i to. Literatura powinna zajmować się wszystkim, co skrajne, co w jakiś sposób zepchnięte na margines społeczny, kolektywnie zduszone oraz musi się zajmować kwestią naszych własnych przywilejów.

Mnie interesowała ta moja uprzywilejowana pozycja – wychowywanie się w Banja Luce, w której przypadkowo nosiłam właściwe nazwisko, co zapewniło mi przywilej spokojnego dorastania, w odróżnieniu od innych, którzy zostali tego pozbawieni, bo ich imię miało nieodpowiednie brzmienie.

Dlatego myślę, że odpowiedzialność pisarza leży w zwracaniu się ku mrocznej stronie rzeczy – tej, którą ludzie często próbują stłamsić, której nie chcą widzieć. Wiele razy już o tym mówiłam – mnie w literaturze nie interesuje, czy piszę o Serbach, Chorwatach czy Bośniakach. Mnie interesują ludzie, ludzkie historie. I Uhvati zeca to jest pewna ludzka opowieść, której byłam świadkiem na wiele różnych sposobów w Banja Luce, kiedy w niej dorastałam, i w latach 90., i dwutysięcznych. To było dla mnie logiczne, żeby o tym pisać.

Jeśli ktoś jest świadkiem męki innych ludzi i przy tym odwróci głowę w drugą stronę i zacznie opisywać piękno kwiatów, to absolutnie ma do tego prawo. Każdy pisarz ma prawo opowiadać o czymkolwiek chce opowiedzieć, a ja poczułam, że przyszedł czas, żebym się zajęła tymi wspomnieniami z dzieciństwa i żebym spróbowała to zrobić etycznie – niewykorzystując cudzej traumy i pisząc o tym, że ja sama miałam przywilej przeżywać dzieciństwo inaczej.

Wyjście z pudełka

Urodziła się Pani w Zagrzebiu, większą część życia spędziła w Banja Luce, mieszkała w Barcelonie, od niedawna jest z powrotem na Bałkanach, w Belgradzie. Co sprawiło, że zdecydowała się Pani wyjechać z Bałkanów?

Tak, najnowsza wiadomość jest taka, że od niedawna mieszkam w Belgradzie, tudzież pomiędzy Belgradem i Zagrzebiem. Wróciłam w dużej mierze z powodu literatury, ale czas spędzony poza Bałkanami był dla mnie ważny. Potrzebowałam dystansu. W pewnym momencie poczułam, że być może, jeśli swoje formatywne lata przeżyję tu w całości, to bardzo łatwo mogę stać się kolejną zgorzkniałą pisarką, której wszystko przeszkadza, której wszyscy są coś winni. Takich osób jest mnóstwo.

Potrzebowałam dystansu także po to, by móc pisać o Bośni. Tak samo jak Joyce musiał wyjechać z Dublina, żeby o Dublinie pisać. Pragnęłam również jakichś nowych doświadczeń, chciałam wyjść z tego pudełka. Kiedy się długo mieszka w jednym miejscu, bardzo łatwo jest uznać, że zna się już wszystko. Wyjazd pomógł mi spojrzeć na sprawy z perspektywy bycia poza.

Aż niedawno, tak samo nagle, poczułam, że czas, abym wróciła. Nie potrafię jednak przebywać długo w jednym miejscu, zatem i to jest dla mnie tylko pewna faza.

Wróćmy jeszcze do tematu stosunku do kobiet na Bałkanach. Jak sama Pani powiedziała, mamy tu do czynienia z wyraźnie patriarchalnymi społeczeństwami. Interesuje mnie, jak trudno jest rzeczywiście kobietom, które sposobem ubierania się lub zachowaniem przeczą temu, co „normalne”? Pani również została zaatakowana, nazwana „ozdobioną dziwnymi tatuażami i znaną jako autorka lesbijskich opowieści”. Korzystając z własnych doświadczeń, jak opisałaby Pani dzisiejszy status kobiet?

To jest status obywatela drugiej kategorii – o tym się nie mówi, tego się nie widzi, ale to się dzieje. Od najbardziej powierzchownego, minimalnego poziomu aż do tych bardziej znaczących, jak w przypadku wspomnianego pana, który mnie w ten sposób nazwał, z powodu mojej, jak się wyraził, „obrazoburczej poezji”, co akurat całkiem mi się podobało.

Ale pozostaje faktem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto ma problem z tym, że kobieta w jakikolwiek sposób występuje publicznie. Zatem już przez to, że postanowiłam coś napisać, wydać, wypowiedzieć się o czymkolwiek, wyjść z jakiejś cichej pozycji osoby, której nie widać, wchodzę w rolę osoby problematycznej. I dlatego często dochodzi do sytuacji, gdzie kobiety, szczególnie artystki, muszą się tłumaczyć, dlaczego coś napisały, dlaczego coś opublikowały.

Jeśli kobieta dostanie jakąś nagrodę, to zgodnie z ogólną interpretacją powody nigdy nie są artystyczne. Towarzyszy temu raczej narracja w stylu: „Jasne, nagrodę dostała kobieta, bo nagradzanie kobiet jest poprawne politycznie, bo to czy tamto…”. Zresztą podobna sytuacja zdarzyła się także w przypadku mojej ostatniej nagrody, gdzie jednemu mojemu koledze nie spodobało się, że zostałam wyróżniona.

Zatem nikt nam tego nigdy nie wybacza i zawsze istnieje ten pogląd, zgodnie z którym odbieramy komuś miejsce, jakiemuś prawdziwemu pisarzowi, który na to miejsce zasłużył – jakby istniała ograniczona liczba tych miejsc. Mówiąc szczerze, jak powiedziała macedońska pisarka Rumena Bužarovska, nie zamierzam się więcej tłumaczyć z tego, dlaczego piszę. Każdy ma prawo, aby usiąść i pisać, to jest po prostu sposób, żeby coś powiedzieć i dobrze, kiedy w opisywanych sprawach pojawia się wielogłos.

Jeśli ktoś nadal uważa, choćby podświadomie, że zasadniczą rolą kobiet jest upiększać atmosferę, milczeć, nie wykazywać się rozumem, to jest to problem tej osoby. I jeśli ktoś w ten sposób opisuje kobiety, to więcej mówi o niemu niż o naszych książkach.

Nadejście innych czasów

Wspomniała Pani o negatywnej reakcji kolegi pisarza. Na ile sytuacja pisarek różni się od położenia pisarzy?

Na pewno powiedziałabym, że pisarkom jest dziś dużo łatwiej niż wcześniejszej generacji. Proszę spojrzeć, myśmy mieli w Jugosławii Dubravkę Ugrešić, to jest pisarka światowej sławy, za granicą znają ją wszyscy, jej książki przełożone zostały na mnóstwo języków, ale nikt nigdy nie nazwie jej naszą geniuszką, choć na przykład Jergovicia nazwano naszym geniuszem.

Funkcjonuje tu jakiś obraz pisarza, który jest zawsze starszym mężczyżną – w tym aspekcie powiedziałabym, że i młodsi koledzy mają pewien problem – zatem zawsze jest jakiś starszy pan, który urodził się z pewnym talentem i który opowie nam teraz jakąś historię.

I to jest coś, z czym należy walczyć. Przede wszystkim dlatego, że dziewczynkom trudno jest w ogóle zrozumieć, że zajmowanie się pisaniem jest dla nich możliwe, bo po prostu wokoło brakuje przykładów pisarek – nie ma ich w czytankach, na ścianach klasowych sal, wśród nagradzanych twórców. Dlatego potrzeba bardzo dużo czasu, żeby w ogóle uświadomić sobie istnienie takiej opcji i zrozumieć, że to, co masz do powiedzenia, jest tak samo ważne jak i inne rzeczy.

Z drugiej strony, uważam, że przychodzą nieco lepsze czasy, bo choć wielokrotnie miałam u nas do czynienia z różnymi formami seksizmu, to równie często spotykałam poważnych ludzi, czytelników, redaktorów w wydawnictwach, dla których płeć już nie ma znaczenia, których w każdym tekście interesuje właśnie sam tekst.

Muszę jeszcze wspomnieć o czymś, co bardzo mnie zdziwiło – jak bardzo różni się odbiór mojej powieści w zależności od miejsca, w którym jest czytana. Na Bałkanach wszyscy mówią o tym, że napisałam książkę o kobiecej przyjaźni, podczas gdy na przykład w Hiszpanii piszą o tym, że napisałam książkę o przyjaźni. To dla mnie bardzo miłe. Mimo że Hiszpania jest dość konserwatywna i patriarchalna, dla nikogo nie było to szczególnie ważną kwestią, że przez przypadek w książce pojawiają się dwie kobiety, a nie dwóch mężczyzn.

Mam nadzieję, że i my idziemy w tym kierunku, mam nadzieję, że sytuacja się zmienia. Musimy jeszcze bardzo wiele zrobić, żeby dziewczynki siedzące w tych szkolnych ławkach gdzieś po Bośni i regionie, miały wzory i widziały, że to, co same mają do powiedzenia, jest równie ważne jak to, co do powiedzenia mają chłopcy.

I pytanie na zakończenie – kiedy możemy oczekiwać nowego dzieła z Krainy Czarów Lany? O czym pisze Pani w tej chwili?

Obecnie pracuję nad zbiorem opowiadań. Nie chcę zbyt szybko skończyć pracy nad powieścią. Potrzeba czasu, żeby się człowiek na swój sposób oczyścił z głosu jednej książki i mógł zacząć zajmować się kolejną. Chyba, że ktoś chce pisać tę samą książkę całe życie.

Najbardziej lubię krótkie opowiadania, myślę, że dla każdego pisarza są one najlepszym sposobem ćwiczenia. Mam nadzieję, że do końca roku ta książka się ukaże, choć teraz, w całej tej sytuacji wiele ważniejszych spraw się odwleka [wywiad przeprowadzony został podczas pandemii], więc nie mogę niczego obiecać. Zbiór opowiadań, o którym mówię, poświęcony jest przepracowywaniu traumy z dzieciństwa i w jaki sposób dzieci radzą sobie z życiem w świecie dorosłych, którzy – szczególnie na Bałkanach – często nie spełniają swoich rodzicielskich obowiązków w należyty sposób. Ale nic więcej nie chcę o książce mówić [spoiler alert: zbiór opowiadań Mljecni zubi ukazał się w 2022 roku i jest świetny].