Press "Enter" to skip to content

To nie są imigranci, ale uchodźcy
TEKST BORKI PAVIĆEVIĆ [2015]

Źródło: kolumna autorki w serbskim dzienniku Danas
Autorka: Borka Pavićević
Data publikacji tekstu: 14/08/2015
Przekład: oh (08/2021)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu

Kontekst: tekst odnosi się do tzw. kryzysu migracyjnego, który w Europie rozpoczął się w 2015 roku. Na Bałkanach, które stanowiły jedną z tras migracyjnych pojawiły się wówczas tysiące uchodźców. W Belgradzie okolice ówczesnego dworca kolejowego i sąsiadującej z nim luksusowej (i obciążonej bardzo poważnymi oskarżeniami o korupcję władz) inwestycji budowlanej były pełne uchodźców. Tysiące ludzi utknęło w Serbii, czekając na nowe rozstrzygnięcia w sprawie otwarcia dla nich granic i kontynuowania podróży.

Powiązane teksty: Dlaczego wszyscy tak bardzo się boimy? (felieton, 2016)

Borka Pavićević (ur. 1947, zm. 2019) – serbska dramaturżka, działaczka społeczna i publicystka. Jako dramaturżka współpracowała m.in. z teatrem Atelje 212, festiwalem BITEF, wspierała i współtworzyła liczne grupy i inicjatywy teatralne (m.in. była założycielką offowego teatru Nova osećajnost). Od lat 90. Pavićević bardzo aktywnie działała w ramach organizacji pozarządowych zajmujących się prawami człowieka i obywatela, była założycielką i do śmierci prowadziła w Belgradzie Centrum Kulturowej Dekontaminacji. Wielokrotnie nagradzana za wkład w budowanie pokoju i społeczeństwa obywatelskiego.

Link do dedykowanego wpisu na FB.

 

Jakiś czas temu w mediach społecznościowych pojawiła się fotografia z Afganistanu z lat 60., kiedy to państwo należało jeszcze samo do siebie. Na zdjęciu scena z jakiejś szkoły – przypominała podobne obrazki z Jugosławii początku lat 50. Dziewczynki noszą fartuszki, nauczycielki spódnice i bluzki, do tego boisko, piłka.

Niedawno oglądałam film dokumentalny z dzisiejszego Afganistanu: rozorana ziemia, piasek, ulice zrobione z zasieków, domy zrobione z prześcieradeł. Bosonogie dzieci biegną jakby były w Hyde Parku albo na Kalemegdanie. I wielkie koła wielkich pojazdów międzynarodowych sił, koła większe od dzieci. Dźwięk helikopterów.

Na tytułowej stronie zeszłotygodniowego NIN-u jest fotografia chłopca umorusanego i pięknego jak każde dziecko – błyszczące oczy patrzą prosto na nas („Kiedy przyjeżdżają, nie są już dziećmi”). Na kolejnym zdjęciu autorstwa Olivera Bunicia zapylona droga ciągnie się między krzakami i zaroślami, przez które w oddali idą dorośli uchodźcy. Na pierwszym planie jest chłopiec, który próbuje ich dogonić: biegnie i biegnąc pomaga sobie zamaszystymi ruchami rąk, jedną nogę ma na ziemi, druga, uniesiona, robi krok. Na koszulce napis „Ferrari” (to nie reklama Benettonu, to rzeczywistość). Biała podeszwa jego stopy, jeszcze bielsza od pyłu, jest gruntem tego świata. Afganistan, Irak, Syria, Libia.

Jaką wartość ma podeszwa stopy tego chłopca, bosonogiego, która przebiegła z Pamiru w Afganistanie do Kotliny Panońskiej i nadal biegnie w kierunku Alp i dalej.

Następna fotografia. Starszy chłopak, niesie młodszego, tego bosonogiego.

„Zdarza się, że ruszają w drogę, kiedy mają dwanaście lat, a u celu podróży mają lat siedemnaście”, o doświadczeniach w pracy w terenie mówi Gordana Vukašin, pedagożka z organizacji Asylum Protection Centre. „Trasa ich podróży jest z góry ustalona. Kiedy zbiorą pieniądze, istnieje kilka punktów, gdzie uchodźcy przechodzą w kolejne ręce” (Dragana Pejović).

Wszystkie te fotografie robione są „na żywo”. Dorośli i dzieci – uchodźcy obok „stoiska” [powstałej na bazie gigantycznej korupcji serbskich władz belgradzkiej inwestycji deweloperskiej] Belgrade Waterfront – zamiast wielkich kół wojskowych pojazdów, koła szpanerskich SUV-ów (sportowe utylitarne wehikuły). Wojskowe auta i SUV-y – wojna i grabież.

Ludzie w ruchu to społeczeństwo obywatelskie. Cywile, uchodźcy to, zgodnie z Konwencją ONZ, osoby, których życie i wolność są zagrożone, ci, którzy uciekają przed wojną, przemocą – którzy mają prawo do życia i wolności.

W 1993 roku do Szwecji wyjechało 60 000 uchodźców z Bośni. Uciekli przed śmiercią, czystkami etnicznymi – „humanitarnymi przesiedleniami”. Ich prawa i status uregulowane zostały specjalną uchwałą posiadającą swój fundament w Konwencji ONZ, która zgodna jest i ze skandynawskim poczuciem sprawiedliwości i solidarności z prześladowanymi i potrzebującymi. Szwecja nie zamierzała „dzielić (prawnego) włosa na czworo”, kiedy przychodziło do przyznawania azylu. Wszyscy uznani zostali za uchodźców – ich prawa są prawami człowieka oraz prawami wynikającymi z Konwencji regulującej status uchodźcy.

Przebywając dwa lata temu w Sztokholmie podczas obchodów Dnia Srebrenicy, spotkałam licznych uchodźców z Bośni – wyznawców wszystkich trzech religii i tych, którzy ledwie głowy zachowali, uciekając przed tymi religiami. Wielu z nich jest dziś, jak to się mówi, ludźmi sukcesu: pracują, ich dzieci chodzą do szkół, nie żyją w strachu, ich bieganie się skończyło. Dotarli z gór przez panońskie kotliny do miejsca wolnego od strachu.

Szwecja postąpiła podobnie z wieloma uchodźcami z Syrii – przyjęła ich.

Jeśli ktoś wie, co to znaczy być uchodźcą i jak to jest być odpowiedzialnym za uchodźstwo, to jesteśmy to my tutaj. Ponieważ ci, którzy te potworności przeżyli są bardziej ludzcy i mają więcej zrozumienia dla „innych” niż ci, którzy te potworności wywołali, ci ostatni wywołują je nadal. Niedawno ktoś mądry i ludzki, uchodźca z 1995 roku, z okazji kolejnej rocznicy operacji Burza powiedział: „Los tych udchodźców jest taki sam jak nasz”.

„Z rodziny w drogę ruszają najodporniejsi, a już do Serbii docierają tylko najbardziej wytrwali i przedsiębiorczy.” Wśród nich i dwunastoletni Ali z Syrii, który słabnie w pobliżu węgierskiej granicy… Pamiętacie film Nie odwracaj się, synu [reż. Branko Bauer, prod. 1956]?

„Niech się wykształceni wstydzą” – zapamiętałam słowa starego człowieka pracującego na traktorze w 1995 roku.

Odkąd zaczęto robić porządki z dyktatorskimi reżimami, które zawsze idą w parze z korupcją, począwszy od zachęconego Iraku w Kuwejcie w 1991 roku, cywile znaleźli się pod dwustronnym ostrzałem. Stali tak i na granicy, i na Raczy, i na Đeneral Jankoviciu [dawna, jugosłowiańska nazwa obecnie kosowskiego miasta Elez Han]. Dzieci i kobiety w chustach na głowach. I wiele międzynarodowych i humanitarnych pojazdów: KFOR, SFOR, Save the Children…

Trwa proces różnicowania pojęć „człowieczeństwo” i „humanitaryzm”, do tego doszło. „Proszę cię, nie pomagaj mi więcej i przestań mnie bronić” – to znane słowa, jakie jeden Czech rzucił sowieckiemu żołnierzowi w 1968 roku w Pradze. „Cywilizować” innych znaczy tyle, co toczyć wojny i tym innym rozkazywać.

Mówi się i mówi o społeczeństwie obywatelskim. Społeczeństwo obywatelskie śpi w parkach i na plażach europejskich wybrzeży. Ucieka od wojny i strachu, a pragnienie i głód, które odczuwa to konsekwencje wojny i strachu, i przemocy. Dzieci odwadniają się, uciekając.

Dlatego oni nie są imigrantami, oni są uchodźcami, wygnańcami, pokrzywdzonymi – ofiarami. Zupełnie jak my, którzy wyszliśmy z wojen ze zniszczonymi domami, pozabijanymi bliskimi, ograbionymi, kiedy jeszcze próbowali się ratować.

To nie jest emigracja zarobkowa, ale ratowanie się od potworności wojny.

Dyktatury, przemoc i korupcja. Interwencje, poczucie wyższości i arogancja. Wynik – dziecięce zakurzone stopy. Arogancją jest zastanawianie się, czy umorusany chłopiec w koszulce Ferrari ma prawo dojść tam, gdzie go nogi niosą. Człowieczeństwo jest w rozumieniu, że ma prawo dojść tam, gdzie go nogi niosą. Choćby miał być niesiony na barana, kiedy mu się te nogi zmęczą.