Źródło: magazyn „NIN”
Autorka: Dragana Pejović
Data publikacji oryginalnego tekstu: 08/2015
Przekład: oh (08/2025)
Uwagi w [kwadratowych nawiasach] dodano w tłumaczeniu
Kontekst: tekst opowiada o sytuacji osieroconych/samotnych dzieci-uchodźców wędrujących „szlakiem bałkańskim” do krajów Europy Zachodniej podczas kryzysu migracyjnego, jaki na Bałkanach szczególnie dotkliwy był w 2015 i 2016 roku (w tym czasie przez te obszary przeszło ok. miliona ludzi). Autorka skupia się na historiach kilku młodych chłopców wędrujących samotnie oraz opowiada o roli i zaangażowaniu serbskich instytucji władzy oraz organizacji działających na terenie kraju. Z tego co pamiętam, artykułowi towarzyszył niedostepny już fotoreportaż ze zdjęciami świetnego Olivera Bunicia – a szkoda, bo na nich wyraźnie było widać “cegielnię”, w której autorka rozmaiwała z młodymi bohaterami artykułu i spartańskie warunki, w jakich oni tam przebywali.
Powiązane teksty: komentarz do artykułu autorstwa Borki Pavićević

Karabaz, siedemnastolatek z Afganistanu, biegłą angielszczyzną opowiada, jak poświęcił się dla swojej ośmioosobowej rodziny, która zebrała 7 tys. euro, aby go wysłać w daleką i niepewną migracyjną podróż: „Jadę do Niemiec. Nie po to, żeby się wzbogacić, ale żeby uratować moją rodzinę. Marzę tylko o tym, żeby cała moja rodzina żyła w pokoju i żeby moje trzy siostry i dwóch braci mogli wrócić do szkoły”. Kanclerz Niemiec nieszczególnie się jednak martwi się o jego prawo do edukacji. Angela Merkel była zdecydowana, mówiąc, że nie ma formalnej możliwości pomocy tym, których kraje nie są w stanie wojny. Afganistan należy do tej właśnie kategorii, choć łatwo odnieść przeciwne wrażenie, choćby dlatego, że w szkole Karabaza talibowie zabili 120 dzieci, a większość tamtejszych szkół zamknęli na czas nieokreślony. Maniery Karabaza sugerują, że nie kłamie, twierdząc, że uczęszczał do najlepszych szkół. Chłopak pochodzi z dostatniej rodziny – nie dość jednak zamożnej, by mogła w tę podróż wysłać kogokolwiek poza nim. Pracownicy humanitarni mówią, że nierzadkie są przypadki, kiedy cała wioska zbiera pieniądze na podróż dla młodego mężczyzny, który później ma pomóc wszystkim je mieszkańcom.
„Zbyt wielkie brzemię spoczywa na plecach tych młodych ludzi”, mówi Jana Stojanović, psycholożka z Centrum Ochrony i Pomocy Uchodźcom/APC, które zapewnia tłumaczy instytucjom pracującym z migrantami i osobami ubiegającymi się o azyl oraz pomoc prawną i psychospołeczną migrantom, a wśród nich również dzieciom przechodzącym przez Serbię.
„Nasze badania wykazują, że dzieci spotykają się z różnymi formami przemocy i nadużyć zarówno w swoich krajach pochodzenia, jak i po drodze. Co konkretnie je dotyka, zależy od tego, skąd przychodzą. Przemoc obecna jest już w dużych obozach w krajach sąsiadujących, do których po przekroczeniu granicy trafiają uchodźcy z Syrii, Jordanii i Libanu. Dziewczęta są często zmuszane do wczesnego zamążpójścia, które skutkują nadużyciami seksualnymi. Dochodzi nawet do nadużyć ze strony wojska, policji czy pracowników humanitarnych – osób i służb, które powinny chronić uchodźców. Po drodze migranci padają ofiarą przemytników, lokalnych bandytów i przestępców, a w końcu też samego systemu. W Macedonii często słyszymy o brutalności policji. Zamyka się tam dzieci razem z dorosłymi w tzw. obozach, które są w istocie więzieniami. Wyobraźcie sobie, jak nieludzkie jest zamykanie w takich warunkach kobiety z niemowlęciem. Nie wspominając już o czternastoletnich chłopcach podróżujących bez opieki. Dowiadujemy się też wiele o działaniu węgierskich instytucji od osób, które stamtąd wracają, ale też od osób pozostających w kontakcie z tymi, którzy wyjechali na Węgry. Zgodnie z ich świadectwami tamtejsza policja również jest agresywna i na miejscu dochodzi do przemocy fizycznej.”
„Dlatego niektóre dzieci spędzają w drodze kilka lat. Zdarza się, że zaczynają podróż w wieku 12 lat i docierają do celu w wieku 17 lat”, mówi z doświadczenia edukatorka APC Gordana Vukašin. „Zatrzymują się w Iranie, Turcji, w Grecji pracują, aby zebrać pieniądze na dalszą drogę.”
„Większość dzieci jest straumatyzowana na wielu poziomach”, mówi Stojanović. Tutaj, po raz pierwszy od dawna, są w miejscu, w którym mogą poczuć się bezpiecznie, gdzie ich podstawowe potrzeby są zaspokojone. Pozbawione opieki dzieci i nastolatkowie to osoby, które sytuacja zmusiła do szybkiego dorośnięcia i nauki samodzielnego życia. To dzieci, które wyglądają jak wszystkie inni, tyle że one martwią się, czy jutro będą miały co jeść, jak uratują się przed przemytnikami, policją, czy wystarczy im pieniędzy na dalszą podróż, jak skontaktują się z rodziną. Podróżują wcześniej ustaloną trasą. Po zebraniu pieniędzy, określone kwoty przekazywane są w kolejne ręce, zapewniające przejście przez kolejne etapy. Dzieci są przygotowane i zmotywowane do dotarcia do celu, więc pierwszy kontakt z nimi jest trudny, ponieważ przerywamy ten łańcuch i sprawiamy, że zostają zatrzymane w drodze. Są nieufne, ponieważ tylko w ten sposób mogą się chronić.”
„Trasa jest ustalona i nie ma mowy o zmianach. Nawet gdyby chciały się rozmyślić, to nic już nie zależy od nich. Większość udaje się do krewnych i przyjaciół, a Serbia niewiele im oferuje. Nie ma tu systemu integracyjnego, a procedura azylowa jest długa. To prawda, że tu pierwszy raz od dawna otrzymują opiekę zdrowotną, ale nie da się żyć z zaspokojenia podstawowych potrzeb”, mówi Gordana Vukašin.
Tak się składa, że pod presją przyjaciół chłopiec, który przeszedł w Serbii operację wyrostka robaczkowego, opuścił belgradzki ośrodek pomagający małoletnim, zanim jeszcze zdjęto mu szwy.
Mimo udręki, pełen godności i odwagi Karabaz zdaje się być świadomym ryzyka, jakie podjął. Nie narzeka, nawet kiedy jest głodny, spragniony i wyczerpany. A ewidentnie taki właśnie jest. Z uśmiechem wskazuje na trzy deski w pyle: „To nasze łóżka. Pozostaną na miejscu dla tych, którzy dopiero przyjdą”. Chłopak od tygodni nie zmieniał ubrania, a w najgorętszy dzień lipca pije wodę kropla po kropli. Upomina przyjaciół, aby spożywali jedzenie spokojnie i po kolei. Sam najbardziej zadowolony jest z plastikowych kubków. Od dawna nie miał przywileju picia z własnego. „Funduszami musimy zarządzać w taki sposób, żeby wystarczyło nam ich do końca. A ze sobą nosimy tylko tyle, ile zmieści się w plecaku”, wyjaśnia jego rówieśnik i towarzysz, Mustafa. W porozumieniu z rodzicami do domu dzwonią kiedy i skąd tylko mogą. Każdą pomoc i dobre słowo przyjmują z wielką wdzięcznością. Poziom ich przyzwoitości stoi w opozycji do trudów, których doświadczyli. Ci, którzy znają angielski, pozdrawiają przechodniów z „hello”, inni mówią „salam alejkum”, ale nawet trzylatki nie mijają nieznajomego bez powitania.
Maniery Afgańczyków chwali również Dragan Rolović, dyrektor Instytutu Edukacji Dzieci i Młodzieży im. Vasy Stajicia w Belgradzie, który mówi, że przez jego instytucję przewinęły się dzieci ze wszystkich afrykańskich krajów i nigdy nie było z nimi problemów.
Mustafa również wyruszył w długą i niebezpieczną podróż, aby uciec od niepewności. Kiedy dotrze do krewnych we Francji, pomoże trzem siostrom i trzem braciom, którzy zostali w Afganistanie. „Wiem, że na węgierskiej granicy instalowany jest drut kolczasty, ale postaramy się go ominąć”, pozostaje optymistą. Pobieżne spojrzenie na ostatnią kryjówkę, z której korzystali migranci w drodze na tę granicę, pokazuje, że rzeczywiście o wiele więcej osób omija granice, procedury, dokumenty prawne i wnioski o azyl niż jest tych, którzy przechodzą przez ewidencję serbskich władz. Według danych APC od początku [2015] roku w sumie 8200 dzieci wyraziło chęć ubiegania się o azyl. Z tej liczby 3123 to nieletni uchodźcy pozostający bez opieki (2751 chłopców i 372 dziewczynki). W opuszczonej cegielni w Suboticy można zobaczyć grupy liczące po15 dzieci, nastolatków płci męskiej, którzy przybywają tu bez opieki z Pakistanu, Afganistanu i Syrii.
W tym schronieniu, w starej cegielni, nie przebywają dłużej niż jeden dzień. W tym samym czasie w ośrodki dla dzieci migrantów są puste. To znaczy, że policja nie zauważyła żadnego z około stu nieletnich, którzy tu przebywają – w cegielni, przy porośniętej wysoką trawą drodze prowadzącej z Suboticy do ziemi obiecanej. W całej Serbii są setki takich, których nie zauważono. Dla porównania, w ubiegłym roku [2014] około 13 tys. osób wyraziło chęć uzyskania azylu, podczas gdy tylko około 300 faktycznie złożyło wniosek o azyl. Oświadczenie woli jest niezbędne do uzyskania tzw. białej karty, na podstawie której migrant ma 72 godziny na zgłoszenie się do ośrodka dla uchodźców i uzyskuje na ten czas możliwość legalnego pobytu w Serbii, czyli wolność od obaw przed policją. To w zupełności wystarcza, aby przekroczyć granicę z Węgrami. Większość z wyrażających wolę nigdy nie dociera do ośrodków dla uchodźców.
Nieletni są traktowani inaczej, a policja w Suboticy nie ma informacji o liczbie dzieci, jakie przekazała do ośrodków pomocy społecznej. Nie są one zatrzymywane, ponieważ nie są przestępcami, a zatem również nie są liczone. Timea Barat Kljajić, dyrektorka Ośrodka Pomocy Społecznej w Kanjiži [miasteczko na północy Serbii leżące tuż przy granicy z Węgrami], gdzie niekiedy jest więcej uchodźców niż mieszkańców, powiedziała „NIN-owi”, że od początku roku przez rejestry tego ośrodka przewinęło się ponad 200 dzieci i nastolatków bez rodziców. Najczęściej są to osoby w wieku 16-18 lat. Zwykle pojawiają się bez dokumentów, a czasami z fałszywymi dokumentami. „Ośrodek prowadzi całodobowy dyżur. Stale współpracujemy z komisariatem policji w Kanjiži. Ponadto jesteśmy w stałym kontakcie z instytucjami i organizacjami zajmującymi się problemem migracji dzieci, rozmawiamy z potencjalnymi darczyńcami, zapewniamy wsparcie i naszą obecność, gdy tylko jest to możliwe”, mówi dyrektorka ośrodka, dla której zapewnianie schronienia najmłodszym migrantom to codzienna praca.
Jednym z takich schronień jest Dom dla Dzieci z Niepełnosprawnością Rozwojową Kolevka. Placówka ma ponad 200 stałych rezydentów, ale jej dyrektor zwiększył możliwości ośrodka, dobudowując część przeznaczoną dla małoletnich migrantów podróżujących bez rodziców oraz dla uchodźczyń z dziećmi. „Czasami przebywają tu całe rodziny, na przykład ostatnio mieliśmy matkę, ojca i czwórkę dzieci, którzy zostali potrąceni przez samochód na autostradzie i po udzieleniu pomocy umieszczeni tutaj”, wyjaśnia Nenad Kozomora, dyrektor Kolevki.
Obie te instytucje – Kolevka i ośrodek w Kanjiži – ze względu na zjawisko masowej migracji, z którym spotykamy się dopiero od niedawna, borykają się z chronicznym brakiem pracowników, a obecny zakaz zatrudniania blokuje im możliwość rozwiązania tego problemu. „Jesteśmy w stanie ciągłego kryzysu, a Ministerstwo Finansów nie odpowiedziało na naszych 10 próśb. Chociaż zadbałem, żeby trafiające do nas dzieci miały zaświadczenia lekarskie, i przeprowadzane przynajmniej ogólne badania, to nadal ryzykuję, przyjmując je tu, bo przecież ten sam personel pracuje zarówno z dziećmi znajdującymi się w stałym zakwaterowaniu, jak i z migrantami. Od listopada ubiegłego roku wydaliśmy około 1800 dodatkowych posiłków i 750 tys. dinarów ponad budżet, które pokrywamy z darowizn, ale największym problemem pozostaje brak ludzi do pracy”, mówi Kozomora. Kierownicy instytucji opiekujących się najmłodszymi uchodźcami pozostającymi bez opieki rodzicielskiej wskazują, że nie otrzymują dodatkowych funduszy ani pracowników, przy czym przekonani są, że największa fala migracji dopiero nadejdzie. I kto wie, ile dzieci wciąż pozostaje w drodze i które wymagają zapewnienia niezbędnej pomocy.
Tylko najbardziej odporni członkowie rodzin wyruszają w podróż, a do Serbii docierają wyłącznie najsprawniejsi. Wśród nich jest dwunastoletni Ali z Syrii, który zemdlał w pobliżu granicy z Węgrami. Jest cichy, ale nie tylko dlatego, że ma gorączkę. Chciałby opowiedzieć swoją historię, ale boi się powiedzieć zbyt wiele. Najwyraźniej nie wie, dokąd idzie, podróżuje w grupie znajomych, ale na Zachodzie nie ma krewnych. To właśnie takie odpowiedzi, twierdzą eksperci, mogą świadczyć o handlu ludźmi.
Kiedy policja odkrywa, że dziecko poniżej dwunastego roku życia pozostaje bez rodziców, zazwyczaj w grę wchodzi nieszczęśliwy wypadek. Albo rodzice zmarli w drodze, przez co dzieckiem opiekuje się osoba poznana w podróży, albo rodzina została przypadkowo rozdzielona gdzieś w Serbii. UNHCR poinformował „NIN”, że w zeszłym tygodniu dziecko, które zgubiło się rodzicami w Macedonii, zostało z nimi pomyślnie połączone w Preszewie. Niedawno dziesięcioletni chłopiec z Afganistanu został wrócony rodzicom po tym, jak zgubił ich z oczu w pobliżu granicy z Węgrami. W panice przed węgierską policją dzieci łatwo się gubią, uciekając do lasu.
Powołując się na statystyki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, od początku [2015] roku aż 62 tys. osób poprzez UNHCR wyraziło chęć ubiegania się o azyl w Serbii. Podobne liczby dotyczą małoletnich pozostających bez opieki – ponad 3 tys. „Oprócz ochrony międzynarodowej bardzo często potrzebują oni również pomocy humanitarnej. Niektórzy uchodźcy śpią pod gołym niebem, na ulicach i w parkach. Sprawa małoletnich ubiegających się o azyl jest poważniejsza, ponieważ są oni w znaczniejszej mierze narażeni na ryzyko różnych form nadużyć i wykorzystywania”, mówią nam przedstawiciele UNHCR. Według informacji dostępnych organizacji, przez Serbię przechodzą głównie chłopcy z Afganistanu w wieku 16-18 lat. Są tu jednak również dziewczynki i młodsze dzieci pozostające bez rodziców i jakiejkolwiek opieki. Niektóre dzieci podróżują w grupach i opiekują się sobą nawzajem, jak rodzina.
Czterdziestoletnia Malie z Pakistanu wyruszyła do Niemiec z mężem, trzema synami i córeczką. Najstarsze dziecko ma dziesięć lat, a najmłodsze trzy. „Podróżowaliśmy przez Iran i Turcję. Część drogi przebyliśmy pociągiem, część statkiem, czasem taksówką. Dzieci są zmęczone i nie mogą długo chodzić, a i zdarza się, że chorują. Dlatego wydajemy wszystkie pieniądze na transport i jesteśmy zmuszeni spać na dworze”, jakby usprawiedliwiając się mówi Malie, której dzieci, niewytłumaczalnie uśmiechnięte i radosne, bez zabawek bawią się w zarośniętej łące na północy Wojwodiny.
„Zimą cierpią na poważne odmrożenia, dochodzi do amputacji, a latem są wyczerpani i odwodnieni”, wyjaśnia Stefan Moissan, koordynator projektu Migranci w Tranzycie międzynarodowej organizacji Lekarze bez Granic, pospiesznie przechodząc od grupy do grupy, próbując poinformować o przybyciu lekarzy. Ich wolontariusze badają od 200 do 250 pacjentów dziennie. W cegielni i w innych miejscach udzielają również pomocy osobom przewlekle chorym, dostarczając im leki, a każdej spotkanej oferują wodę, żywność i tzw. zestawy tranzytowe, czyli przenośne środki przetrwania.
Dzieci ubiegające się o azyl, z rodzicami lub bez, mają większe szanse na zapisanie się do jednej z lokalnych szkół podczas pobytu w Serbii. Takich dzieci było dotąd 31 i do szkół chodziły maksymalnie trzy miesiące. W tym czasie nauczyciele nie oczekują od nich wielkich sukcesów, ale rola, jaką odegrała szkoła w ich mobilnym życiu jest nieoceniona. Szkoła dała im poczucie bezpieczeństwa, autorytetu, codziennej rutyny, zapewniła kontakty towarzyskie, a wreszcie, choćby tymczasowo, możliwość wyjścia z ośrodka dla azylantów, gdzie dorośli (z różnych kultur) nieustannie martwią się o swoje najpilniejsze sprawy. Dla tych nielicznych dzieci szkoła była ratunkiem przed spędzaniem czasu na ulicy, pozostania z dala od ryzyka.
Podobnie jak dorośli, małoletni uchodźcy i migranci starają się omijać wszelkie procedury stojące na drodze do upragnionego celu, ale nie odmawiają pomocy medycznej. Co więcej, na ich długiej drodze Serbia jest pierwszym krajem, w którym czują się choć trochę bezpiecznie. Ponieważ dzieci otrzymują specjalne traktowanie i realnie wymagają opieki, niektórzy migranci obniżają swój wiek, gdy czują, że potrzebują ochrony. Ale nie chcą tu zostać, ponieważ ani w Serbii, ani na Węgrzech nie mogą uzyskać tego, co oferują kraje Europy Zachodniej i Północnej, gdzie się udają. Aby nie odebrano im jedynego znanego poczucia bezpieczeństwa – zaplanowanej i realizowanej podróży do celu – w rozmowach z policją małoletni migranci zwykle dodają sobie lat.
Rolović zauważa, że od 2009 roku, kiedy jego placówka przyjęła pierwszego chłopca-uchodźcę bez rodziców (który został tu zapamiętany jako ten, który przetłumaczył obowiązujące w placówce zasady postępowania z angielskiego na arabski), zdrowie dzieci trafiających do ośrodka jest coraz lepsze.
„Pięć czy sześć lat temu było ich niewielu i byli gorzej zorganizowani. Podróżowali, jak potrafili, i docierali tutaj w bardzo złym stanie zdrowia. Teraz, powiedziałbym, kanały tranzytowe zostały wypracowane, dzieci trafiają tu szybciej, w większych grupach i w lepszym stanie”, mówi dyrektor placówki, w której mali uchodźcy wcześniej przebywali nawet do trzech miesięcy, ponieważ ośrodki dla uchodźców były pełne. „Teraz jest ich więcej, ale przebywają u nas krócej. I jest mało dzieci poniżej czternastego roku życia”.
W tym ośrodku nieletni migranci są włączani we wszystkie zajęcia – warsztaty, gry sportowe, a nawet wyjścia poza placówkę, na przykład na basen czy do kina, a dieta i dzienny harmonogram są dostosowane do ich religijnych obyczajów. „Podczas świąt islamskich kuchnia pracuje na dwa piece, a dzieci mogą zamieniać czas jedzenia z dnia na noc”, mówi Rolović, którego placówka, podobnie jak inne ośrodki tego typu, w zaistniałej sytuacji zmaga się z chronicznym brakiem leków, żywności, ubrań.
Eksperci twierdzą, że doświadczenia migracji się nie zapomina. Chłopaków, którzy przewinęli się przez jedną z tutejszych placówek jest znacznie mniej niż tych, których gościliśmy w serbskich parkach. Ci nieliczni chłopcy, których Serbia miała okazję gościć w ośrodkach, często odzywają się do osób, z którymi rozmawiamy, aby im raz jeszcze podziękować i powiedzieć, że bezpiecznie dotarli tam, gdzie mają nadzieję na nowe, lepsze życie. A tam, polityczny dylemat – czy słusznie? – zawiera się w pytaniu, czy trauma i cierpienie zbyt wielkie dla każdego z tych dzieci, pozostaną tylko wspomnieniem ofiary godnej wolności.
Zasady ubiegania sie o azyl
Kiedy policja znajdzie małoletniego bez opieki lub jeśli ten zgłosi się na granicy i wyrazi chęć uzyskania azylu, wzywany jest lokalny ośrodek pomocy społecznej, który przydziela dziecku opiekuna i umieszcza je w najbliższym ośrodku dla małoletnich. Najczęściej w jednej z dwóch placówek Instytutu Edukacji Dzieci i Młodzieży: w Niszu lub w Belgradzie. W tych placówkach dzieci otrzymują tłumacza i pomoc prawną, opiekę zdrowotną i wsparcie psychologiczne, kontakt lub wsparcie w poszukiwaniu rodziców, nowego opiekuna oraz możliwość ubiegania się o azyl. Jeśli zdecydują się na ten ostatni krok, dzieci są jak najszybciej przenoszone do jednego z ośrodków dla azylantów, gdzie ponownie przebywają z dorosłymi. Żadna z tych placówek nie ma charakteru zamkniętego. Według danych APC od początku 2015 roku do 1 lipca dzieci stanowią 22% wszystkich osób ubiegających się o azyl. Jednak większość z nich zdecyduje się kontynuować podróż do wcześniej ustalonego celu.