Press "Enter" to skip to content

Nie możesz wiele ale możesz mało
WYBÓR TEKSTÓW ALEKSANDRA STOJKOVICIA ST [2012]

Źródło: Ne možeš mnogo ali možeš malo (wyd. Rende, Beograd 2010)
Autor: Aleksandar Stojković ST
Przekład + komentarz do tekstów: oh/2012

Powiązane teksty na stronie: Górniczy blues i gimnastyka (wywiad, 2010); (CV) TEKST ALEKSANDRA STOJKOVICIA ST (tekst otwiera zbiór Nie możesz wiele ale możesz mało)

Dalsza „lektura”: kanał YT Goribora

Aleksandar Stojković ST to muzyk, autor tekstów, frontman zespołu Goribor uznawanego za jedną z najsilniejszych grup alternatywnych na terenie byłej Jugosławii. Mimo, że Goribor nie został oficjalnie rozwiązany, zespół od lat nie gra i nie nagrywa nowych utworów. Stojković przez lata walczył z różnymi nałgami i ta walka jest w jakimś sensie centralnym motywem jego tekstów. ST urodził się i przez lata związany był z górniczym Borem (Serbia), obecnie mieszka w Puli (Chorwacja).

 

 

 

 

 

 

 

 

***

Łykam proszki już od lat, czytam książki, słucham, co ludzie mówią…
Wnoszę i wynoszę… i tak jest dobrze, to działa.
A potem się jakiegoś ranka budzę i mówię sobie… dzisiaj się zniszczysz i oczywiście to właśnie robię.
Po tych wszystkich latach nadal nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.

 

(Nie sam)

Otwarcie za, skrycie przeciw
stare, przeklęte milczenie i przemilczenie
przystosuj się, przekwalifikuj
zagubiony i zajebany
dotrzymuj kroku czasom
Mówią
tylko podążaj i milcz

Nie sam, nie ze sobą, nie z nimi
sam, ze sobą i z nimi
powoli wariujesz

Praca bez czasu pracy
weekend bez wypoczynku
kobieta bez dotykania
kredyt bez zwłoki
nieobecni rodzice
życie bez życia
w ciele duch bez uśmiechu
Mówią
tylko podążaj i milcz

Nie sam, nie ze sobą, nie z nimi
sam jestem, ze sobą i z nimi
powoli wariujesz

 

Rozdrabniacz

Robię kawę, zapalam papierosa, kładę się w wannie, a nerwy drgają
coś pędzi przeze mnie…
A przecież jeszcze wcześnie jest, dopiero dzień mnie czeka i boję się
to oczywiste, że boję się
dosyć mam, kurwa, wszystkiego…
Otwieram szafę, zakładam coś, powolnym krokiem na przystanek idę, a serce tak mi drga
powietrze pali się we mnie
A przecież to ledwie pierwsza strona jest, a ja już zmęczony jestem, to oczywiste, że wykończony jestem
W milczenie wchodzę i hałas, w różne zapachy i smród
Pogrąża mnie cudzy czas i najgorsze ze mnie wyciąga…
Nie słucham, rozpoznaję, ale nie czuję
zbieram, ale nie odwzajemniam
uciekam czym dalej od samego siebie…
Dzień się kruszy, niosą się wiadomości, sekrety pękają… rozdrabniacz-duch bezbłędnie robi swoje
Dlaczego tu jestem, dlaczego mi tak dni przechodzą???

 

***

woda we mnie chce wszystko zatopić
ogień we mnie chce wszystko zapalić
światło we mnie chce wszystko oślepić
…i wiem, że jest ciężko i że nic tu nie jest śmieszne
kiedy wszystko od początku ma ruszyć
kiedy wszystko od początku musi się zacząć…
wiatr i liście, zima i śnieg, lato i słońce
wszystko od początku
jakaś inna twarz, jakieś inne miasto, jakiś inny zapach
wszystko od początku
książka i dźwięk, pamięć i strach, przyzwyczajenie i zakaz
wszystko od początku
…i wiem, że jest ciężko i że nic tu nie jest śmieszne
kiedy wszystko od początku ma ruszyć
kiedy wszystko od początku musi się zacząć…

 

***

Półnaga prezenterka, półnadzy goście
Szykuje się poważna rozmowa o muzyce i o życiu w ogóle

 

***

Ty jesteś głupcem, ja jeszcze większym
wykorzystaliśmy już wszystko
i myślimy, że jesteśmy na początku, choć przecież zbliżamy się do końca…

 

***

Pierwsze kłamstwo jest najważniejsze
Drugie od razu samo przychodzi
Trzecie to już oczywistość

 

***

Zło zwyciężyło
Na konia się wspięło
Wszystkie góry objęło
Głęboko się w ziemię wkopało
Zło zwyciężyło, zło nas wszystkich przemieniło

 

***

Nie mam czasu cię  nie rozumieć
Zabiorę ci wszystko, co mogę.

 

***

Wiem, że to nie jest miłość
Wiem, że to nie jestem ja
Ale za każdym razem, kiedy poczuję słabość, ty siedzisz naprzeciwko

 

***

Na końcu choroba i ty zostaniecie sami…
Siedzicie w autobusie, pijecie kawę w lokalu, czytacie, oglądacie telewizję, w łóżku się wiercicie to w jedną, to w drugą stronę…
Choroba i ty, w końcu sami.
A choroba jest dziwna… najpierw fascynuje cię jej siła, zabarwia cię i powala, chodzisz dlatego, że musisz, mówisz a mamroczesz, leżysz, a tak byś zasnąć wolał…
Potem choroba zabija obcych, zabija znajomych, rusza na przyjaciół…
Zabija ci rodziców we śnie, a ostatnią dziewczynę zamienia w potarganą fotografię…
I w końcu choroba i ty zostajecie sami, w ciemności skurczeni, gadający do cieni…
Przyjdzie wiosna, ty i choroba jecie paznokcie w mroku…
Przyjdzie lato, ty i choroba pocicie się w mroku…
Spadnie śnieg, ty i choroba w zimnym pokoju siedzicie sami pochłonięci mrokami…
Choroba i ty, na zawsze sami.

 

***

Wszystko to jest we mnie, bez obaw
I ptaki i martwe lwy
Wszystko to z sobą noszę

 

***

Mogę znieść samotność, to jest dyskusyjny stan, ale i w najbanalniejszym sensie da się na ten czy inny sposób wyjaśnić…
Mogę znieść ból, heroinę, alkohol, a przede wszystkim te moje chirurgiczne doświadczenia…
Mogę znieść niezrozumienie, odmowę, krytykę… to wszystko kwestia podejścia.
To, co mnie przeraża, co mnie naprawdę niszczy, to moja własna nicość…
Mój brak pomysłu na to jak przetrwać, jak się w tej grze zatracić
Nie ma nic gorszego niż zimne serce i pusta głowa.

 


Kilka słów o tekstach zawartych w zbiorze Ne možeš mnogo ali možeš malo [Nie możesz wiele ale możesz mało]

Pisanie to dla ST próba zabicia złego czasu, zajęcia czymś rąk i głowy. To zapis momentów wyciszenia i chwil zupełnej ciemności – alkoholu, narkotyków, przejścia na „drugą stronę” i niemożności powrotu do „ciepłego serca”. Tu krótkie frazy rządzą się prawami skrajnych emocji, słowa miast w soczyste desenie składają się w proste przekazy, które z rozmysłem męczą przyziemnością. Od codzienności – w której, jak w zaklętym kręgu, zawsze zdarza się tylko to, co już było – nie można wszak uciec. Stojković z niezwykłą szczerością, nie chowając się pod maską ironii, cynizmu czy językowego dekoru mówi o świecie pełnym rozczarowania, o niemożności przystosowania się, o upadku i braku odwagi. W jego tekstach nie ma miejsca na zbawienie, którego przytomnie nie myli z chwilową ulgą. Życie jest tu wyczyszczone ze złudzeń, nieznośnie uczciwe w opowiadaniu o (nie)śmiertelnych grzechach słabości. ST nikogo nie oszukuje i nikogo niczym nie kupuje. Jego teksty nie próbują uwodzić – nie chodzi w nich o urodę ani o pragnienie podzielenia się jakąś metaforyczną głębią istnienia. Teksty Aleksandra Stojkovicia czyta się jak szczerą i szorstką narrację kogoś, kto w opowieści o swoim trudnym doświadczeniu bycia człowiekiem dotyka prawd uniwersalnych, zatem bliskich nam wszystkim. Jedyna różnica między ST i resztą świata zdaje się polegać na tym, że ten nie traci przytomności w swoich ucieczkach od bólu – słowo za słowem opisuje każdy krok ku przepaści i z powrotem. I, co ważne, jeśli jego teksty opowiadają się – mimo wszystko – za przetrwaniem, to chyba właśnie dlatego, że w tej bolesnej autentyczności ST odczuwa jednocześnie echo niezbywalnego piękna ludzkiego przeżycia jako takiego.